sobota, 31 stycznia 2015

Od Silentium ,,Potworek'' cz. 1

 - No skarbie, może zakopiemy topór wojenny? - schrypnięty głos dobermana przeszywa moje wpół sprawne ucho. - Bo wiesz, zaraz może zrobić się nieciekawie.
 Rozglądam się po pogrążonej w mroku polanie. Z prawej staw, z lewej ogrodzenie, za mną miasto i on, mój największy wróg, Zorro. Mówiąc szczerze, jego imię wywołuje u mnie parskanie i prychanie, ale teraz nie mam na to czasu. Masz trzy wyjścia myślę możesz uciec przed siebie, do sfory, ale wtedy narazisz ją na niebezpieczeństwo. W najlepszym bądź razie uznają cię za tchórza. Nie, to wyjście odpada. Możesz też się z nim pogodzić. To również odpada. Więc stocz z nim walkę na śmierć i życie.
 Gdybyśmy przed chwilą nie skończylibyśmy dość mocnej walki, pewnie bym to wybrała. Ale ja, z urazem w ucho, on z krwawiącą nogą... to nie najmniejszego sensu.
 - Czekam kochanie. - dlaczego jest moim wrogiem? to proste.
 Zorro był moim towarzyszem polowań. Silentium i Zorro, na jej widok psy nieruchomieją, a na jego samice wzdychają. Każde nasze łowy kończyły się powodzeniem. Gdy się poznaliśmy, on bez powodzenia ścigał króliki. Ja zagrodziłam jednemu drogę i tak oto doberman złapał królika. Potem zaproponowaliśmy sobie pomagać. Ja nauczyłam go jak łapać mniejszą zdobycz, on za to pokazał mi jak większą. Lata mijały i na ulicach było o nas głośno. Psy szeptały również, że jesteśmy parą. Ale to nie była prawda, nie łączyło nas nic romantycznego. do czasu...
 Jak zawsze mieliśmy się spotkać przy spróchniałej wierzbie. Jednak on nie zjawiał się. Ja czekałam cierpliwie, aż się doczekałam.
 - Cesc Spirentjum. - odwróciłam się i zobaczyłam go z bukietem roślin w pysku
 - To chyba nie są rośliny jadalne. - mruknęłam. - Z resztą, kto by jadł rośliny?
 Zorro położył je pod moje nogi.
 - Są dla ciebie. - uśmiechnął się. - Piękne prawda?
 - Wolałabym widok zdechłej dżdżownicy niż podziwianie głupich trawsk. - fuknęłam przekonana, że to jeden z jego głupich kawałów. - A tak poza tym. Ten kawał ci się nie udał, Zorro.
 Poczułam na sobie jego ciężar. Rzucił się na mnie, to jasne. Ale nie gryzł czy coś, po prostu powalił mnie unieruchamiając.
 - Silentium, przepraszam, że cię powaliłem... ale inaczej bym ci tego nie powiedział! - słychać było w jego głosie zawód. - Znamy się już długo... a ja się w tobie zakochałem...
 Zakochałem. Ble, ten głupi potwór 'miłość' zrobił coś z Zorr'em.
 - Pomyślałem... może będziemy razem?
 - Słuchaj, chyba ci się coś w głowie poprzestawiało. Nigdy nie czułam do ciebie nic innego, tylko przyjaźń. Rozumiesz? Nie chcę, żeby coś się między nami zmieniło. - odepchnęłam go i uciekłam w drugą stronę zostawiając go z bukietem kwiatów.
 Aż do teraz, Zorro chce abym była jego partnerką, a ja nie chcę. Proste, prawda?
 Rzucam się pędem w stronę miasta. Zorro błyskawicznie podąża za mną. Nawet z krwawiącą nogą szybko biega. Mijam alejki, parki i liczne witryny sklepowe. Tam będę bezpieczna myślę przygotowując się do zakrętu. Skręcam. Nagle coś wciąga mnie w ślepą uliczkę. Mam ochotę zawołać Zorro na pomoc, ale dostaję czymś w głowę tym samym tracąc przytomność.
C.D.N.

Od Silentium C.D Seth'a

 - Czy ja wam nie przeszkadzam? - prycham z nutą ironii. - bo wiecie, zawsze mogę sobie pójść.
 Ta cała Shooting Star, popatrzyła na mnie wilkiem, co by się zgadzało, bo w sumie jest wilkiem.
 - Wiecie, miziajcie się i tulcie ale nie w moim towarzystwie. - uśmiecham się kpiąco. - To obrzydliwe.
 Patrzę uważnie na wilczycę i wyczekuję na atak. Jednak ta najwyraźniej postanowiła mnie ignorować. Odwracam się więc ciągle przygotowana do walki i odchodzę w krzaki. Tu na niego poczekam myślę i kładę się opierając łeb o łapy.
<< Seth? Długo czekałaś, nie? XD >>

Od Pure

Szłam przez jakiś las po kruchych liściach. Nie byłam wcześniej w tym lesie więc zamierzałam go poznać. Nagle zauważyłam ciemnego psa biegnącego przez las. Położyłam się na ziemi i zaczęłam go obserwować. Biegł przed siebie a gdy zniknął mi z oczu postanowiłam za nim  pobiec. Gdy wyszłam zza drzewa, za którym zniknął, nikogo nie zobaczyłam. Wtem wyskoczył ten sam pies  i rzucił się na mnie. Serce zaczęło mi szybciej bić.  Przygniótł mnie do ziemi i spojrzał mi prosto w oczy. Ja też spojrzałam w jego brązowe oczy. Nagle wyraz 'twarzy' psa zmienił się z wściekłego gotowego do walki na zdziwionego. Puścił mnie i przeprosił za to co zrobił.
-Nic nie szkodzi...-odparłam wstając z ziemi i otrzepując liście które przyczepiły mi się do sierści.-Jestem Pure.-przedstawiłam się. Sama zdziwiłam się, że poszło mi to tak łatwo.
-Seth-odparł.-Sorry, myślałem, że to... Ktoś inny. Nieważne.
-Jasne. Nie powinnam za tobą iść. Po prostu trochę mi się nudzi - powiedziałam.

<Seth?>