niedziela, 28 grudnia 2014

Od Wolf Soul CD Seth'a

- Jak to zrobiłeś? Ja w ogóle nie potrafię walczyć. Nauczysz mnie? Wiesz, chciałam nie zawracać nikomu głowy i sama bronić sarny..
Seth zgodził się. Kiedy odchodziliśmy powoli uśmiechnęłam się do saren na znak, iż są już bezpieczne i mogą skubać trawę i opatrywać rany zadane przez wilki.
Nagle coś sobie przypomniałam.
- Oh! Zapomniałam o małym! - Powiedziałam nagle.
- Małym? - Zaciekawił się Seth.
- No tak, nie mówiłam ci o nim. To on, Ginger powiedział mi o ataku wilków. Mały samczyk sarny. - Wytłumaczyłam.
Pobiegliśmy do niego. Na całe szczęście był żywy. Grzecznie spał.
Wycofaliśmy się po cichu, żeby go nie obudzić.
- No to... Nauczysz mnie? - Szepnęłam.

                                            Seth?

Od Seth'a-Quest "Zimowa Przygoda" (Ciąg Dalszy)

-Ty...Widziałaś mnie?-Zapytałem lekko wystraszony tym, że nagle się ktoś pojawił.
-To, jak tarzałeś się po ziemi, lizałeś sople i krzyczałeś na lód? Tak.-Parsknęła śmiechem. Chwilę jeszcze gadaliśmy, aż w końcu musiała iść. Dalej się tak bawiłem, kiedy nagle zobaczyłem dym. Alfa mówiła, że jest niebezpiecznie poza terenami, ale co mnie to? Pobiegłem za dymem, na skraju lasu była mała chatka. Była wykonana z drewna dębowego. Dach był pokryty śniegiem. Była symetryczna i piękna. Podbiegłem do wejścia. Schowałem się w krzakach obok. Nagle drzwi chatki się otworzyły, a z chatki wyszedł jakiś mężczyzna : Miał bladą, pomarszczoną skórę, miał siwą, długą brodę i duże okulary na długim nosie. Miał na sobie starą, zieloną kurtkę i długie, czarne spodnie. W ręce trzymał strzelbę, a z jego ust wystawało cygaro. Dym ulatniał się z małego, ceglanego komina na dachu. Kaszlnął i pociągnął nosem. Wyglądał na dość starego. Wyglądał na mniej więcej sześćdziesiąt, maksymalnie siedemdziesiąt lat. Wyciągnął cygaro z ust i dmuchnął dymem przed siebie. Ponownie wsadził cygaro do ust i zszedł z drewnianego tarasu. Kierował się w moją stronę. Nagle jednak skręcił i pociągnął nosem troszeczkę głośniej niż wcześniej.
-Wilk-Powiedział pod nosem. Miałem ochotę wybiec z krzaków, ale doprowadziłbym Sforę do zguby. Wtedy przeładował strzelbę i strzelił w krzaki obok. Nagle skierował strzelbę w moją stronę. Natychmiast wyskoczyłem z krzaków i pobiegłem nad jezioro. Facet mnie nie gonił. Kiedy straciłem go z oczu zatrzymałem się i odetchnąłem. W sumie fajnie czasem poczuć dreszczyk emocji! Miałem kierować się do domu, kiedy za mną pojawił się ten koleś. Strzelił w moją stronę. Trafił mi w łapę, zaczęła krwawić. Wtedy skończyła mu się amunicja. Pobiegł do domu. Strasznie bolała mnie łapa, przestrzelił mi ją na wylot. Miałem szansę, żeby zwiać. Śnieg za mną był czerwony od mojej krwi. Nagle zobaczyłem jakąś suczkę. Była to Pepper. Jest pomocniczką lekarza, więc może mi pomóc. Pokuśtykałem jej stronę, wtedy się odwróciła i spojrzała na moją łapę. Wytrzeszczyła oczy i od razu zapytała podchodząc do mnie szybkim, troszeczkę chwiejnym krokiem :
-Jeny, kto Ci to zrobił?-Z jej miny wywnioskowałem, że prawie zwymiotowała. Nic dziwnego. Sam bym pojechał do Rygi, jakbym jeszcze raz na to spojrzał. Kiedy była obok mnie odparłem :
-Kłusownik, ale to nieistotne! Pomożesz mi? Nie mogę chodzić, to cholernie boli!
Suczka zaprowadziła mnie do swojej nory i opatrzyła mi ranę na łapie.
-Mam nadzieję, że wiesz, że to się nie zagoi tak szybko? Na zawsze będziesz miał dziwnawą łapę. Nie będzie do końca świata bolało, ale z grubsza zagoi się za co najmniej 3 lata.-Nie zaskoczyła mnie wypowiedź suczki. To było oczywiste. Podziękowałem i wyszedłem. Poszedłem do swojej nory. Po drodze wszyscy patrzyli się na mnie jak na dziwadło. Nagle przede mną wyskoczył zając. Skoczyłem na niego, ale zrobił unik. Warknąłem pod nosem i ponownie skoczyłem na złośliwego gryzonia. Tym razem nie zrobił uniku. Wylądował pod moimi łapami. Szybko go ugryzłem. Chwilę próbował uciekać, ale w końcu jednak umarł. Schyliłem się i zabrałem się do konsumowania. Jego mięso było świeże i przepyszne. Kiedy z niegdyś czarnego zająca zostały same kości oblizałem się i znów skierowałem się do swojej norki. Miałem w głowie wszystko pomieszane. Myślałem o Reyall, o tym, jak się dzisiaj rano bawiłem w śniegu, jak zakradłem się w okolice tego domu, jak ten koleś we mnie strzelił. Znowu otarłem się o śmierć, ale dla mnie to normalka! Kiedy byłem koło swojej nory zobaczyłem Reyall. Poczułem jak pieką mnie policzki. Odwróciłem wzrok, żeby Reyall mnie nie zauważyła. Wskoczyłem do swojej nory zahaczając tylną łapą o wejście i przednią łapą o jakiś kamyk z mojej norze. Potknąłem się o niego (O ten kamyk) i przewróciłem się. Upadłem na pysk, moja szyja i klatka piersiowa leżały na ziemi, a reszta ciała była w powietrzu. Wyglądało to tak :
http://fc04.deviantart.net/fs70/f/2013/235/d/a/staci_by_falvie-d6jdlgg.png
Leżałem tak chwilę, aż w końcu się podniosłem i położyłem w swoim posłaniu. Przestrzelona łapa, wywrotka na wejściu i przyczepienie się do sopla - Tyle nieszczęść jednego dnia...



(To jest ciąg dalszy poprzedniego opowiadania, daje to w sumie 62 linijki, a nie tylko 44 z tego opowiadania!)