Chodziłam po terenach sfory rozmyślając nad moimi uczuciami.
Lubię Mastera ale... ale nie wiem czy to to uczucie. Myślę, że skrywanie swoich uczuć nie daje nam poczucia szczęścia i miłości, myślę, że powinnam powiedzieć mu co czuję.
Spojrzałam w niebo, słońce jak zwykle świeciło na nieboskłonie. Była wiosna, lecz nie liczne grupy śniegu leżały jeszcze oddalone od siebie. Gdy miałam kolejną wskakiwałam w jej sam środek i niszczyłam pozostałości po zimie.
Nagle zobaczyłam grupkę psów pochylonych nad czymś, lub kimś. Bez wahania podbiegłam do nich i wpadłam w sam środek zamieszania. Leżała tam suka rasy Collie, spała bądź była nieprzytomna.
- Ej ty! - krzyknęłam do najbliżej stojącego psa. - Weź ją na grzbiet! Może być ranna!
Pies najwyraźniej lekko przestraszony moim zachowaniem posłusznie wykonał rozkaz i po chwili zaniósł poszkodowaną do medyczki. Położył sukę na kamieniu i uciekł, tak sobie uciekł. Zostałam sama z Wróbelką w gabinecie. Moja matka nie przyszła jeszcze do pracy więc to ja miałam ją zastąpić.
- Pepper, ja chyba wiem kto to jest. - powiedziała.
- Kto? - zmarszczyłam brwi.
- To... to chyba moja matka, Lassie... - spuściła głowę.
- Tym bardziej powinnyśmy jej pomóc. - skinęła głową. - Do roboty!
***
Po skończonym zabiegu wyszłam by zostawić suki same, jak na zawołanie zjawił się Master.
- Cześć. - powiedziałam uśmiechając się.
<< Master? >>