sobota, 7 lutego 2015

Miracles!

Przedstawiam Wam nowego psa w SPS - Miracles'a!
Mam nadzieję, że zostaniesz tu długo i będziesz mieć z tego dużo radości!

Miracles
Wojownik

Od Silnetium C.D Seth'a

 - Lepiej żeby to podobanie nie zamieniło się w zauroczenie. - mamroczę - Nie jestem z tych co lubią się przytulać i mówić słodkie słówka.
 - Okej, spróbuje! - mówi radosnym tonem.
 - Ciszej, wiesz, że mogą być wszędzie. - miałam na myśli wilki.
 Wstaję przeciągając się.
 - Komu w drogę, temu w czas. - zbieram się na uśmiech, ale wychodzi grymas. - Idę trochę powalczyć.
<< Seth? >>

Od Silentium ,,Potworek'' cz. 2

 - Patrz Joe! jaką ona ma śliczną obrożę! - czuję dotknięcie małej łapki na mojej szyi. Otwieram sennie oczy i widzę parę szczeniaków, chyba owczarka niemieckiego.
 - Uciekajmy, bo jeszcze coś nam zrobi! - szczeniaki uciekają i zostawiają mnie samą.
 Nie na długo.
 - Wiesz, że prawie każdy się ciebie boi? - owczarek niemiecki, uderzająco podobny do tamtych szczeniąt próbuje przybrać postawę odważnego, jednak za bardzo widać, że też się boi.
 - Ty mnie tu ściągnąłeś? - warczę i wrogo patrzę w jego stronę. - Bo wiesz, mam ochotę już stąd iść.
 Pies przewraca oczami.
 - Wstawaj - mówi - nasza alfa chce cię widzieć.
 - Sfora? - pytam od niechcenia - Myślałam, że sfory powstają na terenach bardziej... odludnionych.
 - Więc teraz zmienisz zdanie.
 ***
 Siadam na przeciwko dużego, zgniłozielonego kontenera na śmieci. Piękny ma tron myślę. Znikąd wskakuje na niego atletycznie zbudowany kundel w podeszłym wieku.
 - To ona? - pyta chyba swojego doradcę. Ten kiwa twierdząco łbem.
 - Myślę, że ta ona ma swoje imię. - rzucam obojętnie. Widać, że go zdenerwowałam.
 - Uratowaliśmy ci życie, a ty się tak zachowujesz? - pyta
 - Nie prosiłam o ratowanie mi życia. - sapię. - Z resztą, to trochę denerwujące gdy rozmawia się o tobie z boku.
 - Jak się nazywasz? - mówi udając, że tamtego nieporozumienia nie było.
 - Silentium. - chcę mieć to już za sobą. 
 - A więc, gdyby nie my... umarłabyś w szczękach tamtego wojownika. Ty, taka mała i bezbronna... chociaż z ciętym językiem... nie potrafisz przecież walczyć... - nie zaczyna kolejnego zdania, gdyż rzucam się na jego szyję. Zaciskam mocno szczęki. Czuję mocne ugryzienie w lewym udzie. Jego obrona? Instynktownie porzucam już martwe ciało alfy i zajmuję się dwoma kundlami atakującymi moje plecy. Mają złą taktykę... Robię nagły unik, psy zderzają się ze sobą łbami. Reszta sfory ucieka w popłochu. 
 Brawo Silentium, mogą zaraz zaatakować twoją sforę... Nie myślę nie odważą się. 
 Biegnę w stronę uciekających psów. Mijam szczeniaki, suki i psy. Wszystkie osuwają się mi z drogi. Odwracam łeb by zobaczyć czy mnie gonią. Wtedy uderzam w matkę ze szczeniakiem w pysku. Ta rozhisteryzowana porzuca szczeniaka i krzyczy.
 - Nie zabijaj mnie!
 Świetna z niej matka. Zatrzymuje się. 
 - Jak się nazywasz? - pytam przestraszone szczenie.
 - K-k... - przełyka głośno ślinę.
 - No? - próbuję zachować cierpliwość.
 - Kishimu. - spuszcza wzrok. - nie zjadaj mnie...
 - Nie jadam psów. - łapię suczkę za kark i biegnę w stronę SPS.
***
 - Czyli mówisz, że nawet gdyby chcieli, to nie zaatakują? - pytam szczeniaka. Rozmawiałyśmy właśnie o jej poprzedniej sforze. Dobrze, że nie zaatakują. Teraz SPS jest słaba, więc chyba byśmy sobie nie poradzili. 
 - Mogłabym z panią zamieszkać? - Kishimu wyrywa mnie z zamyśleń. 
 - Chyba nie mam wyboru, co? - uśmiecham się lekko. - Ale wiesz, teraz mamy wojnę.
 - Wojnę? - robi duże oczy.
 - Tak. Wilki atakują nas co chwila, ale nie martw się, ze mną jesteś bezpieczna.
C. D. N.
< tak tak, Kishimu będzie nowym członkiem SPS! :) >

Od Ariany C.D Jareda

~"Walka nigdy nie jest dobra,zawsze ktoś musi zginąć..."
-Ilu jeszcze musi zginąć w imię spokoju?! Warknął Jared.
-Dwoje,może troje...
-Kogo masz na myśli?
-Winter Dead,Sephora...i ja. Szepnęłam.
-Nie gadaj głupot! Warknął.
-Oddam choćby życie za śmierć tej dwójki,nie sądzisz że to dobra cena?
-Przestań!
-Dobra,jak chcesz... i tak zrobię swoje.
-Cała ty...
-Uśmiechnij się. Spojrzałam na ukochanego.
-Jak w takiej sytuacji mam się uśmiechać?!
-"Śmiej się zawsze i wszędzie,bo nie wiesz co będzie..." Odparłam i znów wkroczyłam na pole walki.
-Winter Dead,Sephora... Rozglądałam się wśród walczących psów i martwych ciał.
Nagle zobaczyłam niebieskooką wilczycę.
-Mam Cię! Uśmiechnęłam się szyderczo i rzuciłam się na nią.
-Osz ty! Warknęła zrzucając mnie z siebie.
-Już po tobie! Zaczęłam się szyderczo śmiać.
-Ta psychopatka... Szepnęła.
-Kto? Ja? Psychopatka? Pobłażasz mi. Zaśmiałam się ponownie i wgryzłam jej się w kark,ta odpowiedziała łapiąc mnie zębami za ucho i odrzucając.
Po chwili z polany nasza walka przeniosła się do lasu,miałam taką przewagę nad wilczycą,że byłyśmy na terenie który dobrze znałam.
-Już po tobie! Powtórzyłam ponownie wskakując jej na plecy.
-Jesteś taka pewna? Zadrwiła.
Wtedy usłyszałam kroki,ktoś złapał mnie za kark i ściągnął z wilczycy.
Rzucił mną o ziemię po czym szczerząc kły zawisł nade mną.
-Kai?  Zdziwiłam się.
-Ari?! To ty jesteś alfą SPS?!
-No dalej Kai! Dobij ją! Krzyknęła Sephora.
-Nie potrafię... Szepnął i puścił mnie.
-Czemu?! Kim ona takim jest?!
-Ona jest...moją siostrą. Pies stanął między mną a wilczycą.
-Jesteś strasznie słaby! Warknęła przeskakując go.
-Kai! Pomóż mi! Krzyknęłam do brata unikając jej ataku.
-Jak?! Nie mogę jej skrzywdzić!
-Po prostu rób to co ja!
Odskoczyłam i zaczęłam biegać wkoło wilczycy,brat zrozumiał i zaczął robić to samo.
Byliśmy tej samej barwy a szybki ruch uniemożliwiał rozróżnienie.
Zaczęliśmy śpiewać by jeszcze bardziej ją zdezorientować: kilk!.
-To działa! Krzyknęłam.
Wilczyca kręciła się w kółko próbując śledzić mój ruch,jednak gdy przyśpieszałam co raz stawała lub upadała. Widać było że ma dość.
-Przestańcie! Krzyknęła.
Ja tylko się roześmiałam i jeszcze bardziej przyśpieszyłam.
Wilczyca stanęła po środku,chwiała się na łapach.
Znalazłam dogodny moment i wyskoczyłam z "zabójczego kręgu",powaliłam wilczycę i próbowałam dobrać się do gardła.
-Niezła strategia... Wykrztusiła.
Udało mi się wgryźć w gardło,nagle nadbiegł Jared cały we krwi.
-Co się stało? Zapytałam puszczając ledwo żywą wilczycę (jeszcze nie umarła XD)

(Jared? Reszta?)

Od Jareda C.D. Ariany, Astry

 Ari wstała z ziemi. Rozeszliśmy się w swoje strony - każdy atakował kogoś innego. Zaczął padać ulewny deszcz, co utrudniało walkę.
 Lekko zirytowało mnie pytanie "Jared, czemu przyszedłeś?!", ponieważ jestem przywódcą Sfory, a nie lekarzem, lecz starałem się tego nie okazywać.
 Ruszyłem prosto na szarawego wilka, który... Chwila. Jego kły były wyraźnie mocno zacisnięte na szyi jakiejś suczki - Darlet... Zanim zdołałem zareagować, rzucił nią o drzewo. Uderzyła o ziemię, gdzie znieruchomiała. Wściekły wgryzłem się w kark zabójcy członkini mojej sfory, jednak on nie dał za wygraną. Co chwila albo ja byłem na ziemi, albo on. Po kilkunastu sekundach mój przeciwnik leżał w bezruchu.
 Martwy.
 Nie byłem w stanie nad sobą zapanować. Nie chciałem zabijać, nie byłem potworem i nie czułem satysfakcji z odbierania innym życia. Ale co zrobić? Jeśli tego nie zrobie, doprowadzę do nędznego upadku Sfory Psiego Spojrzenia. Ta myśl nieustannie krążyła mi po głowie. Musiałem robić to, czego nie chcę zrobić, aby było tak, jak ja chcę.
 Nie odpowiadało mi to.
 Gdy rzuciłem się na czarnego basiora, ktoś chwycił mnie zębami za szyję i ciągniął w swoją stronę. Zorientowałem się, że już nie stałem. Wyrwałem się i stanęłem przed wrogiem. Odsłoniłem kły i warknąłem.
 - Jared! - rozległ się głos za mną. A może to po prostu działo się w mojej głowie? Potrzebowałem chwili, aby rozpoznać, że to Ariana. - Jared! - Ponownie słyszałem jej krzyk. Odwróciłem się, ale wilk jedynie na to czekał. Przygniótł mnie do ziemi i wrzasnął:
 - Już po tobie!
 Wstałem i przewróciłem go na ziemię, ale on szybko się podniósł i zadrapał mnie w pysk. Zdenerwowany odwdzięczyłem się tym samym. Kątem oka dostrzegłem Arianę, która walczyła z jakąś śnieżnobiałą waderą.  Trudno było ocenić, która z nich wygrywa...
 Nagle suczka przybiegła do mnie.
 - Jest źle. - szepnęła mi do ucha zmartwiona. Pokiwałem głową. Usłyszeliśmy krzyk. Biało-ruda borderka bezwładnie opadła na mokrą trawę. Podbiegłem w jej kierunku. To Trisha. Potrząsnąłem nią.
 - Trisha! - zawołałem. Chwyciłem ją za szyję i zaciągnąłem za krzaki. Kiedy Ari przyszła, Trisha już nie żyła.
 - Ari... - zacząłem niepewnie. - Trisha przestała oddychać. - zacisnąłem zęby. Moja partnerka zamknęła oczy nieżywej suczce.
 - Wracajmy. Do walki. - powiedziała smutno.
 Nie była to jeszcze ostateczna bitwa, ale mimo to straszna w skutkach.

Ktoś z walczących?