środa, 25 marca 2015

Od Rasse C.D. Errora


- W takim razie znów widzę, jaka sfora jest wielka... – wróciłam do leżenia w jaskini. Dzień był wyjątkowo ciepły, jak na aktualną porę roku. Nie miałam ochoty na nic prócz bycie leniwą. Każdy tamtego dnia był jakiś taki dziwnie zaspany.
Zauważyłam, że dwójka z potomstwa alf dalej na mnie patrzy. Jeszcze nie znudzili się moim widokiem? Dziwne. Powinni, jak cała reszta, już odejść. Najwyraźniej chcieli pomocy, ale nie sądziłam tak. Przecież to potomstwo alf! To ja powinnam przychodzić do nich z prośbami. Wstałam i ziewnęłam. Popatrzyłam na psy, pytając łagodnie:
- Pomóc w czymś?
Jako lekarka musiałam pytać o takie rzeczy.

                                                                      Error?

Od Errora C.D. Rasse

  - Error, jesteś strasznie ponury.
  Od godziny muszę znosić obecność mojej siostry. Te jej irytujące pytania... Cóż, sam fakt, że za mną łazi, nie wprawia mnie w dobry nastrój. Nie może sobie pójść i męczyć kogoś innego? Byłoby lepiej dla nas obojga.
  - Wiem o tym. - mruczę, nie ukrywając rozdrażnienia. Tylu jest członków Sfory Psiego Spojrzenia, a ona musiała uczepić się właśnie mnie. O ile dobrze wiem, Shizuo jest w podobnej sytuacji, ale to Secret próbuje go zdenerwować. Zarówno ona, jak i Alyson robią to nieświadomie, takie jest moje zdanie.
  Alyson śmieje się jak idiotka, jakby te trzy słowa wypowiedziane przeze mnie były dobrym żartem, Przewracam oczami i liczę sekundy. Raz, dwa, trzy, cztery...
  - Witaj Rasse! - woła.
  Pięć, sześć, siedem, osiem...
  - Cześć... - słyszę głos innej suczki, nie potrafię go rozpoznać. Nie znam jej. Odwracam się w ich stronę i oprócz mej siostry zauważam wilczycę, chociaż wyraźnie ma w sobie coś z husky.
  - Mam na imię Alyson. Al, Allie. A ty? - Jej ton głosu jest bardzo łagodny. Ona lub Secret nadawałyby się na przyszłe Alfy, ja i Shizuo nieszczególnie. Chyba wiadomo, dlaczego? Każdy, kto nas zna o tym wie. Nie jesteśmy zbyt mili.
  - Rasse. - odpowiada nieznajoma. - Jesteś córką Alf, prawda?
  - Mhm. - Siostra kiwa głową. - Error też.
  - Miło was poznać. - Rasse uśmiecha się serdecznie. Następna. Mam wrażenie, że się polubią. Obie są jakieś dziwne. Nie powiem tego na głos, bo znając życie Alyson będzie mieć do mnie o to pretensje.
  Nie odzywam się. Nowo poznana suczka podchodzi do mnie.
  - To ty jesteś Error, tak? - upewnia się.
  - We własnej osobie.

Rasse?

Od Jareda C.D. Ariany

  Uśmiecham się lekko.
  - Znasz mnie na wylot, Ari. - mówię. - Czasem mam wrażenie, że wiesz o mnie więcej niż ja sam.
  Ariana unosi kąciki warg do góry.
  - To chyba niemożliwe. - stwierdza.
  - Właśnie możliwe. - Pokonuję dzielącą nas odległość. Moja partnerka chce coś powiedzieć, lecz zamykam jej pysk pocałunkiem. Otwiera szerzej oczy, jakby z niezrozumiałego dla mnie zaskoczenia. Wydaje mi się, że myślami jest gdzieś indziej, a przynajmniej takie sprawia wrażenie. Coś mi się w tym nie podoba.
  Cofam się do tyłu kilka kroków.
  - Mów, o co chodzi. Widzę, że coś się dzieje. - odzywam się, choć niepytany.
  - To chodzi o ciebie. - Ari prostuje się. - Jesteś czymś zdenerwowany, Jared. Nie ukryjesz tego przede mną.
  Wzdycham cicho.
  - Ari, wszystko jest w porządku. - bronię się.
  Suczka przewraca oczami.
  - Nie obraź się, ale jesteś beznadziejnym kłamcą.
  Unoszę "brew" i uśmiecham się łobuzersko. Staram się rozluźnić atmosferę.
  - Czyżby? - Przekręcam łeb w prawą stronę.
  Ariana dostrzega moje zamiary, co chyba nie jest trudne.
  - Nie wykręcaj się od odpowiedzi. - mówi stanowczo. Uśmiech znika z mojego pyska.
  - Chodzi o to, że życie członków sfory jest zagrożone. Leah i Winner już zdecydowali się ją opuścić. - zaczynam. - Trwają walki pomiędzy naszą sforą a sforą nieżyjącego już Winter Deada. Sephora, jego partnerka, jest gotowa się zemścić. Już kiedyś słyszałem o takich przypadkach, a poza tym, widziałem ją na polu bitwy. Nie trzeba długo się zastanawiać, zwłaszcza wiedząc, co niedawno się wydarzyło, żeby wiedzieć, iż jest ona zaślepiona pragnieniem zemsty.
  Akita milczy przez chwilę.
  - Wiem o tym. Masz rację.
  - No właśnie. - kiwam głową. - Tym razem znowu stajemy przed wyborem.
  - Jakim? - pyta.
  - Musimy wybrać młodą Alfę spośród naszych szczeniąt. - Przybieram ponury ton głosu. - Na wszelki wypadek. Nie wiemy, jak to dalej się potoczy.

Ariana? Znowu wybory.
(Żeby było jasne - aktualnie nie mam w planach uśmiercania Jareda. Ten wybór jest spowodowany tym, aby nie było później problemu jak z Betami)

Od Rasse


Biegłam i biegłam, nie wiedziałam nawet ile już czasu. Wydawało mi się, że uciekam kilka dni. Nagle potknęłam się i upadłam na ziemię. Potem poturlałam się z pagórka w dół i uderzyłam w drzewo. Lekko otworzyłam prawe oko, bo na lewym była krwawiąca blizna. Nie wiem jak człowiek zdołał dosięgnąć tam nożem, skoro uciekałam. A może do mnei strzelił? Nie wiedziałam. Świat nagle rozmazał się, a ja mimo tego, że znałam się bardzo dobrze na medycynie, nie potrafiłam sobie sama pomóc, będąc tak wyczerpana. Czułam wielki głód i ból. Nie widziałam już rodziny. Byłam sama, bezbronna gdzieś daleko od miejsca, gdzie powinnam być. Udało mi się znaleźć schronienie i tam zamieszkałam. Z czasem rana się zagoiła, ale blizna pozostała. Na szczęście dalej widziałam na to oko.
Rok później znalazłam nowe miejsce do mieszkania. Okazało się, że to tereny Sfory Psiego Spojrzenia. Przyjęto mnie. Byłam już bardziej szczęśliwa, ale dalej samotna. Zostałam lekarką, cieszyło mnie to stanowisko. Czułam się ważna. Do tego uwielbiam leczyć, to pasuje do mnie idealnie.
Przyzwyczaiłam się do tego miejsca i to jest teraz mój dom. Nie zamierzam stąd nigdy odejść.
- Witaj, Rasse! – usłyszałam.
Od razu odwróciłam głowę w tamtą stronę.

                                           Ktokolwiek? Proszę, odpowiedzcie. xD

Rasse!

Przedstawiam Wam Rasse, nową suczkę w SPS! Powitajmy ją ciepło!

Rasse
Obrońca ogólny

Od Kishimu C.D Shizuo

 Kiwam posłusznie głową. Podchodzę do linii startu i przyglądam się mojemu torowi przeszkód.
 Przede mną rozciąga się dróżka ze żwiru. Po niej, czas na skok przez wodę. Dalej jest dość długi dystans pośnięty trawą kończący się na powalonym pniu. Platforma, która porusza się wraz z ciężarem psa, tunel, labirynt z opon i na koniec obręcz.
 Cudownie.
 - Uwaga... - głos instruktora przywołuje mnie do rzeczywistości.
 Spokojnie Shi...
 - Trzy...
 Spokojnie...
 - Dwa...
 Jestem spokojna, oddycham wolno.
 - Jeden!
 Teraz albo nigdy!
 Rzucam się szybkim biegiem przez żwir. Mam wielkie szczęście, że moje łapy są odporne na małe kamyczki, w innym bądź razie miałabym problem ze stawianiem kroków. Przeskakuję czysto przez rów z wodą i wzdycham lądując na miękkiej trawie. Rzucam się sprintem i w mgnieniu oka widzę powalony pień. Tu równie gładko skaczę i ląduję na niezbyt miłej platformie. Zwalniam gdy zaczyna się chwiać, jednak dalej biegnę. Wbiegam w tunel. Nienawidzę ciasnych pomieszczeń, a to wcale nie należy do swobodnych. Nakazuję sobie w duchu biec i nie zwalniać.
 Teraz czas na labirynt. Myślę i ''wskakuję'' do niego. Parę slalomów i wracam na otwartą przestrzeń. Została tylko obręcz. Biegnę, lecz jestem zmęczona. Dosłownie rzucam się na koło i muskam go tylnymi łapami. Ląduję twardo na ziemi i wbiegam na metę.
 Upadam obok Shizuo i instruktora. Łapię nachalnie powietrze i śmieję się jak głupia.
 - Jak było? - wyduszam siadając.
<< Shizuo? >>

Od Silentium; Quest ''Tajemnicze Zadanie''

 Przeciągam się i strzepuję z siebie zimną wodę, tym samym ochlapując jednego z instruktorów.
 Denerwujące typy. Niby tacy silni i mocni, a mało co się nie pozabijają na widok ładnej suczki. I nie mówię tu o sobie.
 Od pewnego czasu wiele samców zaczęło przystawiać się do Kishimu. Ja, jako jej jedyna rodzina, martwię się, w końcu jest jeszcze młoda.
 - Hej, uważałabyś, - mruczy jakiś wilczur. - ale wiesz... zawsze możemy o tym zapomnieć... - jego szorstka sierść muska mój bok. Czuję wstręt i obrzydzenie, a to znak, że zaraz wybuchnę. - W ostatnim czasie... dostałem ciekawą misję... a nie chciałbym jej sam wykonywać.
 Idiota, myślę. Skoro to jego misja, to czemu sam jej nie zrobi? Dookoła nas zrobił się już mały tłum, więc to logiczne, że nie odmówię.
 - Mogę ją zrobić nawet bez ciebie. - syczę i wyrywam się od niego. Ten jednak powtórnie ociera się o mnie. - Odsuniesz się? - mamroczę z zaciętością i siadam. - A z resztą, jaka to misja?
 - Muszę dostarczyć szczenię. - przewraca oczami - Nic szczególnego.
 - To po co mnie w to mieszasz? - mruczę.
 - Bo samice powinny zajmować się bachorami, nie? - wybucha niskim gardłowym rechotem. Pozostałe męskie towarzystwo robi to samo. Ironia przeszywa moje ciało. Zdobywam się na jedno, krótkie ''pff'' i odchodzę.
 - Idź się utop z taką robotą. - rzucam i znikam w tłumie.
***
 Leżę pod moim ulubionym klonem w lesie. Przez moją głowę już przewijają się myśli jak zabiję tamtego psa. Jednak żadna nie jest wystarczająco bolesna, dla niego oczywiście.
 - Silentium! - to jego głos. Wstaję i patrzę w miejsce z którego pochodzi. Słyszę szelest liści. Ktoś biegnie.
 - Tutaj jesteś! - woła. Za nim idzie zaskakująco podobny do niego szczeniak.
 - Bystry jesteś. - fuczę i podchodzę do szczenięcia. - Jak się nazywasz?
 - Ameki... - szepcze.
 - Słuchaj Ameki, ja jestem tu tylko żeby cię gdzieś odstawić, rozumiesz? Już teraz ci mówię żebyś nie przywiązywał się czy coś, bo to nie wypali. Jasne?
 - Tak... - jęczy wyraźnie przygnębiony.
 - Masz łapę do dzieci. - mamrocze sarkastycznie pies.
 - Jedno z nas musi być lepsze. - odpowiadam zgryźliwie.
 - Dlaczego jeszcze się nie zapytała? - Ameki podnosi wzrok na psa.
 Robię pytającą minę.
 - Jak on ma na imię. - odpowiada nieśmiało.
 - Uczono mnie, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła. - mówię.
 - Ale to kultura a nie ciekawość. - mówi zrezygnowany. - Nazywam się Daiko.
 - Moje imię już znasz. - odpowiadam. - Chodźmy szybciej.
***
 - To tu? - pytam przyglądając się stercie kartonów i kontenerów.
 - Tak. - odpowiada Daiko. - Przytulnie, nie sądzisz?
 - I to jak. - patrzę na szczeniaka. - Chyba go tu nie zostawimy, nie?
 - Tutaj znajduje się jedna z największych szkół dla szczeniaków. - mówi ze stoickim spokojem. - Nigdy o niej nie słyszałaś?
 - Jak zauważyłeś. - odpowiadam i przerzucam wzrok na Ameki'ego. -  No to zmykaj.
 - Och, dobrze... - szepcze i znika w głębi ''odpadów''.
 - Zostajemy czy idziemy? - pytam.
 - Lepiej chodźmy, młody może wrócić. Lepiej będzie, jeśli nas tu nie zobaczy.
 - Po raz pierwszy się z tobą zgodzę. - mówię i odchodzimy od szkoły Ameki'ego.
pam para pam
Koniec
pam para pam