niedziela, 8 marca 2015

Od Blaise'a

Razem z Siobhan siedzieliśmy w jaskini. Było dość wcześnie, ale słońce mocno przygrzewało. Nienawidzę takiej pogody.
-Jakieś plany na dziś?-spytałem partnerki. Ona pokiwała przecząco głową.
-Muszę tylko pogadać z Jaredem, nic ważnego.
Nie spytałem, o czym mieli rozmawiać, jeśli ta informacja byłaby mi do czegoś przydatna, na pewno by mi powiedziała.
Nagle do jaskini wpadła Marlene. Potknęła się u progu i prawie upadła. Rzadko panikowała, ale teraz...
-Marcy!... On...nie żyje!-wysapała, głos ledwo przechodził jej przez gardło i był tak wysoki jak nigdy.
Zamurowało mnie. To nie mogła być prawda. Nie mój jedyny syn. Nie Marshall.
-Gdzie?-spytałem bardziej zły, niż zrozpaczony.
-Klify...-odparła. Przytuliła się do Sio zapatrzonej w jeden nieuchwytny punkt. Pobiegłem tam najszybciej jak umiałem. Skoczył? Przecież to do niego nie pasuje... Był zawsze taki wesoły...
Dotarłem na miejsce. Pustą plaże pod klifami. Nic nie znalazłem. Oprócz białej kishu, która cicho nuciła słowa piosenki. (Klik)
-Wpadli do wody -wyszeptała przerywając.
-Kto?
- Winter i ten mały.- rzuciłem się na nią. Zwykle nie biję dziewczyn, ale teraz mnie poniosło.
-Mówisz o moim synu! - przygniotłem ją do ziemi, jednak zaraz puściłem.- Przepraszam...
-To ja przepraszam - powiedziała cicho - To po części moja wina...
Spojrzałem na nią pytająco. Wyglądała znajomo...
-Jestem Vapour, przybrana córka Wintera. Mogłam chociaż spróbować. ..-nie dokończyła.-Ale... The war is won, tak?
-Zobaczymy...-nie miałem ochoty kontynuować rozmowy.

Pobiegłem poinformować Pure o zdarzeniu. Razem z znią wróciłem do mojej jaskini...

Sio? Marlene? A może ktoś inny?