piątek, 8 sierpnia 2014

Od Winnera C.D. Tamiki

O tym nie pomyślałem...
Ale tak nie jest. Tak nie może być, Tamika nie ma tej choroby.
Nie może jej mieć.
- Skąd wiesz? To, że Lassie i Twoja mama ją miały, nieznaczy, że Ty też. - przytuliłem sunię do siebie.
Tam przysunęła się do mnie.
- Nie zamartwiajmy się tym teraz, lepiej sprawdźmy, czy się udało. - powiedziałem.

Tam?

Od Jareda C.D. Saby

- Oczywiście, że możesz. - odpowiedziałem z uśmiechem.
- A jak ty masz na imię? - spytała podejrzliwie.
- Jared. - odparłem. - Ale możesz mówić do mnie Red.
- Okej. - kiwnęła głową.
- A Ty? - zwróciłem się do niej.
- Jestem Saba. - uśmiechnęła się lekko.
- Miło poznać. - podałem jej łapę.

Saba? xd Sorki, że krótko.

Od Tamiki C.D Winnera

Przytuliliśmy się.   Wreszcie byłam spokojna,nagle przypomniał mi się Loser.

-Pamiętasz  Losera?   Zapytałam.

-Tak...

-Bardzo chciałam mu pomóc ale...

-Choroba to nie twoja wina.   Win siedział obok mnie i mnie pocieszał.

-Czujesz soś?

-Szczeniaki?  Zapytał podekscytowany.

-Nie jestem tego pewna... Wiem.

-I co?

-Głodna jestem.  Chodźmy coś zjeść.


Poszliśmy,upolowaliśmy po zającu i zjedliśmy ze smakiem.


Potem wróciliśmy do nory i odpoczywaliśmy.

Wieczorem leżałam przed norą,Win położył się obok mnie.


-Czym się znowu martwisz?  Zapytał podejżliwie.

-Niczym.  Wypierałam  się.

-Wiem że się martwisz,znam cię na wylot.   Pies patrzył na mnie i czekał na odpowiedź.

-Wiesz... Jeśli moja mama miała tą horobę... i Lassie... to jest 80% szans że ja też mam tą chorobę.



(Win?  Robię dramat)

Od Winnera C.D. Tamiki

- Tak, chciałem i chcę. - zapewniłem.
Niepewna mina Tamiki kazała mi być bardziej przekonującym.
- Tam... kiedyś nie chciałem szczeniąt, ale teraz tego chcę, podobnie jak Ty. - powiedziałem. Chyba mi nie wyszło.
Tam spuściła wzrok.
- Czegoś się obawiasz? - spytałem łagodnym głosem i ją objąłem.
- Ja... boję się, że kiedy urodzę, to ty mnie zostawisz, bo zmienisz zdanie. - wyszeptała.
- Nigdy tak nie zrobię. Będę z Tobą na zawsze. - powiedziałem.

Tam?

Od Cheerilee

Pewnego dnia obudziłam się zadziwiająco wcześnie, nikt jeszcze się nie obudził, z wyjątkiem mnie. Jak zwykle ledwo wstałam, a już byłam głodna. Poszłam na tereny, gdzie biegają króliki. Upatrzyłam ładnego brązowo białego królika i zaczęłam go gonić. Już zmęczona ciągłym, kilkominutowym biegiem przystanęłam, żeby złapać oddech. Zrobiłam kilka dużych wdechów i wydechów i zaczęłam już mniej zziajana gonić królika ponownie. Po kilku sekundach dopadłam go, uderzyłam go z całej siły lewą łapą, po czym ugryzłam go w jego małą, brązową łapkę, co go powstrzymało przed ucieczką. Po chwili wykrwawił się, a ja miałam sporo żarełka, zaczęłam konsumować królika, aż w pewnej chwili przełykając jego mięsień poczułam, że chce mi się pić, no tak. Po całej nocy bez picia i potem jeszcze pogoń za królikiem...Nie piłam nic chyba z 9 godzin.
Słońce już powoli podnosiło się coraz wyżej, a ja gnałam w stronę najbliższego wodopoju. Nagle zauważyłam małą sadzawkę, wokół niej było kilka drzew i troszkę malutkich stworzonek. Podeszłam powoli do sadzawki i zanurzyłam w niej język. Woda była czysta i zimna, po prostu idealna. Po wypiciu kilkunastu łyków wody przysiadłam sobie przy oczku wodnym. Wokół mnie zbierały się motyle, większość była biała, lub żółta. Nagle poleciał do mnie dość spory motyl, był śliczny :

http://images.forwallpaper.com/files/thumbs/preview/109/1092477__rainbow-butterfly_p.jpg

Był chyba najpiękniejszą rzeczą, jaką dane mi było zobaczyć. Nagle bardzo podobny do niego, podleciał do tęczowego motylka i zaczął machać czułkami, po chwili ten pierwszy też. Wtedy podleciały do siebie i dotknęły się noskami (Chyba noskami, albo też po prostu głową, moje oczy to nie mikroskopy! XD)
Albo mi się wydawało, albo nagle koło nich pojawiła się śliczna aura, taka jak ich niesamowite skrzydła.
Kręciła się dookoła i wirowała, tylko ja to widziałam. Nagle usłyszałam szelest za mną. Odwróciłam się w tamtą stronę, była tam jakaś osoba, nie znałam jej.

<Ktoś dokończy?>

Od Jareda C.D. Ariany, Wróbelki, Cheerilee

Poszedłem za Cheerilee.
Przeprowadziliśmy dziwną rozmowę na temat lam, której słuchałem jednym uchem, a drugim wszystkie wyrazy uciekały.
- Jared? Ziemia! - Ariana pomachała mi łapą przed oczami.
- Co? - mruknąłem.
- Powiedziałam, że robi się późno i lepiej wracajmy! - powiedziała dobitnie wymawiając każdy wyraz.
- Aha. - odpowiedziałem. - No to wracajmy.
Ruszyliśmy w kierunku naszych jaskiń i nor. Najpierw Ariana poszła do siebie, potem Cheerilee, a na koniec Wróbelka.
Moja nora jak na złość była na samym końcu. Po kiego kija tam ją wykopałem?
Poszedłem spać.
***
Rano znowu głupie światło naświeciło mi do oczu.
- Znowu. - zdenerwowałem się.
Powiękrzyłem swoją norę i to trochę za bardzo - teraz zmieściłoby się tu sześć dorosłych psów. Zleciało na to trochę czasu.
- Nareszcie. - uśmiechnąłem się pod nosem.
- Cześć, Jared. - usłyszałem za sobą.

Ktoś z ekipy?

Od Saby

Ah...pies mnie dość wkurzył i uciekłam myślałam żeby wrócić... Ale dom stał już w płomieniach bo psiaczek coś zbroił... I dobrze im tak nie przejmuje się ich losem i biegnę dalej. Wpadłam na jakiegoś psa,zawarczałam.
-Łoh! Spokojnie mała!
-Spadaj! - powiedziałam zła.
-Co ci jest?
-Eh.... Dobra sorka poniosło mnie miałam dziwną przygodę i tyle...
-Ok, rozumiem...
-Em, należysz do sfory?
-Tak, jestem Alfą.
-Mogę dołączyć?
(Red? xD)