Przeciągam się i strzepuję z siebie zimną wodę, tym samym ochlapując jednego z instruktorów.
Denerwujące typy. Niby tacy silni i mocni, a mało co się nie pozabijają na widok ładnej suczki. I nie mówię tu o sobie.
Od pewnego czasu wiele samców zaczęło przystawiać się do Kishimu. Ja, jako jej jedyna rodzina, martwię się, w końcu jest jeszcze młoda.
- Hej, uważałabyś, - mruczy jakiś wilczur. - ale wiesz... zawsze możemy o tym zapomnieć... - jego szorstka sierść muska mój bok. Czuję wstręt i obrzydzenie, a to znak, że zaraz wybuchnę. - W ostatnim czasie... dostałem ciekawą misję... a nie chciałbym jej sam wykonywać.
Idiota, myślę. Skoro to jego misja, to czemu sam jej nie zrobi? Dookoła nas zrobił się już mały tłum, więc to logiczne, że nie odmówię.
- Mogę ją zrobić nawet bez ciebie. - syczę i wyrywam się od niego. Ten jednak powtórnie ociera się o mnie. - Odsuniesz się? - mamroczę z zaciętością i siadam. - A z resztą, jaka to misja?
- Muszę dostarczyć szczenię. - przewraca oczami - Nic szczególnego.
- To po co mnie w to mieszasz? - mruczę.
- Bo samice powinny zajmować się bachorami, nie? - wybucha niskim gardłowym rechotem. Pozostałe męskie towarzystwo robi to samo. Ironia przeszywa moje ciało. Zdobywam się na jedno, krótkie ''pff'' i odchodzę.
- Idź się utop z taką robotą. - rzucam i znikam w tłumie.
***
Leżę pod moim ulubionym klonem w lesie. Przez moją głowę już przewijają się myśli jak zabiję tamtego psa. Jednak żadna nie jest wystarczająco bolesna, dla niego oczywiście.
- Silentium! - to jego głos. Wstaję i patrzę w miejsce z którego pochodzi. Słyszę szelest liści. Ktoś biegnie.
- Tutaj jesteś! - woła. Za nim idzie zaskakująco podobny do niego szczeniak.
- Bystry jesteś. - fuczę i podchodzę do szczenięcia. - Jak się nazywasz?
- Ameki... - szepcze.
- Słuchaj Ameki, ja jestem tu tylko żeby cię gdzieś odstawić, rozumiesz? Już teraz ci mówię żebyś nie przywiązywał się czy coś, bo to nie wypali. Jasne?
- Tak... - jęczy wyraźnie przygnębiony.
- Masz łapę do dzieci. - mamrocze sarkastycznie pies.
- Jedno z nas musi być lepsze. - odpowiadam zgryźliwie.
- Dlaczego jeszcze się nie zapytała? - Ameki podnosi wzrok na psa.
Robię pytającą minę.
- Jak on ma na imię. - odpowiada nieśmiało.
- Uczono mnie, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła. - mówię.
- Ale to kultura a nie ciekawość. - mówi zrezygnowany. - Nazywam się Daiko.
- Moje imię już znasz. - odpowiadam. - Chodźmy szybciej.
***
- To tu? - pytam przyglądając się stercie kartonów i kontenerów.
- Tak. - odpowiada Daiko. - Przytulnie, nie sądzisz?
- I to jak. - patrzę na szczeniaka. - Chyba go tu nie zostawimy, nie?
- Tutaj znajduje się jedna z największych szkół dla szczeniaków. - mówi ze stoickim spokojem. - Nigdy o niej nie słyszałaś?
- Jak zauważyłeś. - odpowiadam i przerzucam wzrok na Ameki'ego. - No to zmykaj.
- Och, dobrze... - szepcze i znika w głębi ''odpadów''.
- Zostajemy czy idziemy? - pytam.
- Lepiej chodźmy, młody może wrócić. Lepiej będzie, jeśli nas tu nie zobaczy.
- Po raz pierwszy się z tobą zgodzę. - mówię i odchodzimy od szkoły Ameki'ego.
pam para pam
Koniec
pam para pam