niedziela, 9 listopada 2014

Od Jareda C.D. Morphine

  Drugi raz odpowiedziała w ten sam sposób. Powoli uświadamiam sobie, że chyba nie lubi odpowiadać swojej historii. Cóż, nie każdemu idzie to łatwo. Dawniej miałem podobnie, ale ja nie lubiłem przyznawać, że zgubiłem się na spacerze.
  - Aha. - mówi krótko Raph. Nie widzę jego miny i trudno mi ją sobie wyobrazić. Przecież idę przed nim, no i powiedział to słowo takim tonem, że ciężko jest rozpoznać jego emocje.
  - Podoba się? - pytam, gdy jesteśmy na plaży.
  Słońce świeci jasno. Rozglądam się dookoła. Fale leniwie dotykają brzegu, a potem wracają. Jest ciepło jak na środek wiosny. Trzeba przyznać - ostatnia zima była naprawdę mroźna. Nie spodziewałem się wysokiej temperatury w najbliższych dniach.
  - Mhm... - mruczy Morphine. Raphael kiwnięciem przyznaje jej rację.

Phine? Raph?

Od Morphine C.D. Jareda

- Idziecie się przejść? - spytał Raphael.
- Ja bym poszła. Nie widziałam jeszcze wszystkiego. - uśmiechnęłam się w stronę samców.
- Skoro robi się coraz cieplej proponuję Słoneczną Plażę - odparł Jared.
Przytaknęłam głową i chwilę później byliśmy już w drodze na plażę. Naszą małą grupką prowadził Jared. No w końcu alfa. Ja i Raph szliśmy za nim.
- Jak się tu znalazłaś? - tego dnia już drugi raz usłyszałam niezręczne dla mnie pytanie.
- Długo by gadać. - skrzywiłam się lekko.
- Spoko, mam czas. - kąciki jego pyska uniosły się w górę.
- Szwendałam się trochę tu trochę tam i tak jakoś wyszło.

<Raph, Jared?>

Od Siobhan C.D. Blaise'a

  Chyba było łatwiej, gdy byli szczeniakami.
  - Mar? - zaczynam niepewnie.
  - Mamo, przestań. - warczy. - Bo sobie pójdę. - ponownie grozi w ten sam sposób.
  Siedzę cicho.
***
  Po bardzo długim namawianiu Mar zgadza się na krótki spacer nad Błękitne Jezioro.
  - Patrz, jak ładnie tutaj jest. - próbuję ją zagadnąć. Znając życie bezskutecznie.
  - Widzę. - mruczy pod nosem, patrzy w ziemię. 
  Wzdycham i nagle ktoś przykuwa moją uwagę. To jakiś pies ze Sfory. 
  - O, zobacz. Jakiś pies. Podoba ci się?
  - Mamo! - Jej wrzask trochę przypomina jęk. Odwraca się i oddycha z ulgą, że pies tego nie usłyszał. - Mam się upokorzyć od razu po tym, jak stałam się dorosła?!
  - Nie. - jedynie na to mnie stać. Na jedno marne "nie".
***
  Gdy wracamy, jesteśmy w miarę w zgodzie. Do czasu.
  - Zastanawiałaś się już nad stanowiskiem? - pytam.
  - Nie. - burczy. - I nie chcę.
  - Kochanie, każdy w SPS ma swoje obowiązki. - mówię łagodnie.
  - Ja nie chcę! - wydziera się. - Wybiorę sobie jakieś, gdy będę chciała!
  Znów wzdycham. Ciężko rozmawiać z Marlene, gdy jest wściekła. A teraz zdecydowanie jest, nie ma sensu w to wątpić. Widać gołym okiem.
  Wchodzimy do naszej jaskini. Zastaję tam jedynie Blaise'a.
  - Gdzie Marshall i Pure? - odzywam się.
  - W... - zaczyna Mar, ale jej przerywam.
  - Nie o to chodziło, Marlene. - uśmiecham się łagodnia. Ta idzie w kąt jaskini i kładzie się.
  - Gdzie Marshall i Pure? - ponownie zadaję to samo pytanie.
  - Pure na polowaniu, Marshall chyba z nią. - odpowiada Blai.
  - Jeszcze nie wrócili? - niepokoję się.
  Sio!, karcę samą się. Oni są dorośli. Dadzą sobie radę.
  Ale do mnie to nie dociera. Jeszcze niedawno byli tacy mali...
  - A mówili, kiedy wrócą?

Blaise?

Od Jareda C.D. Morphine

  Patrzę na Raphaela, a potem odwracam wzrok i zerkam na Morphine. Są do siebie bardzo podobni, choć wątpię, by byli rodzeństwem. Wiele członków opowiada mi swoją historię, gdy dołącza, a od Raphaela nigdy nie usłyszałem żadnej wzmianki o Phine. Widocznie po prostu są tej samej rasy - podobnie jak ja i Nora. Avril i Imper z tego co wiem też nie są ze sobą spokrewnieni. Czy tylko ja widzę takie podobieństwo pomiędzy dwoma psami tej samej rasy i uważam, że to rodzeństwo?!
  Nagle dostrzegam jakiegoś psa, który biegnie prosto na mnie. Przesuwam się w lewą stronę, by na mnie nie wpadł. Dopiero wtedy zauważam, że to suczka - Marlene.
  - O. - mówi. - Jared, kto to?
  - Morphine, to jest Marlene, Marlene, to Moprhine. - przedstawiam je sobie.
  Obie patrzą na siebie krótko. Na pysku tollerki pojawia się ledwo dostrzegalny uśmiech. Marlene widocznie go widzi, bo również lekko się uśmiecha.
  - Dobra, ja muszę iść. - stwierdza Mar. - Pa! - rzuca i odbiega.
  - Dokąd jej się tak śpieszy? - dziwi się Phine.
  - Nie mam pojęcia. - przyznaję. - Ale widocznie jest to ważne... Lub nie.
  Później Raph też sobie idzie. Mówi, że musi zająć się swoją robotą.
  - A kim jest w Sforze? - pyta suczka.
  - Córką potomków Bet, czyli Beta III pokolenia. Dorosła już. - wyjaśniam. - Jak widać jeszcze nie wybrała innego stanowiska.
  - Aha. - lekko kiwa głową.
  Po chwili nic nie mówimy.
  - Jest jakiś teren, który szczególnie Ci się spodobał? - przerywam ciszę.
  - Tak. Błękitne Jezioro*. - odpowiada.
  - Prawda, to ładne miejsce. - przyznaję. Wtedy widzę, że toller ponownie tu przychodzi. Raphael uśmiecha się do nas i mówi...

Phine? Raphael?
*wywnioskowałam z questa :P

Od Morphine - Quest "Nieznajomy"

To były dopiero moje początki w tej sforze. Zwiedzałam właśnie Jeziorko  Fiołkowe. Bardzo przypadło mi do gustu ze względu na tą cipła, przyjemną  wodę. Miło było połapać niewielki ryby wśród błękitnych wód jeziora. Wyszłam  na brzeg i otrzepałam się na tyle dobrze by całe moje futro było już suche. Trudno było mi się przedrzeć przez lekko kamieniste wybrzeże. Od zawsze  miałam problemu z tego typu podłożami. Naszćżęscie udało mi sie trafić do  lasu. Musiałam go przebyć, żeby trafić do swojej groty. Nie śpieszyło mi się  jednak. Napawałam się każdym dźwiękiem wydawanym przez florę i faunę tego  miejsca. Wiatr lekko poruszał liśćmi wielkich i potężnych dębów liczących  zapewne ponad pół wieku. Słyszałam ptaki, chciaż ich położenie nie było mi  znane. Ich melodyjne ćwierkanie łagodziło mój umysł.
Wreszcie dotarłam do swej jaskini. Robiło się już ciemno, także ograniczoną miałam widoczność.  Ułożyłam się na twardej, skalistej ziemi. Ugh... Zimne i niewygodne, ale to nie było moim największym zmartwieniem. Mój spokój przerwały głośne szmery  dochodzące z samego końca pieczary.
- Kto tam jest? - wykrzyknęłam chcąc zabrzmieć choć trochę przerażająco.
Mój głos rozszedł się echem.
- Phine? - usłyszałam w odpowiedzi cichy szpet.
- Ktoś ty?! - podskoczyłam przerażona do góry i zaczełam miotać się w każdą stronę.
- To ja - radosny głos otulił moje zmysły.
- Jaki ja? Nie znam Cię! - wykrzyknęłam będąc lekko poirytowana.
Księżyc, przypominający rogalika, wzszedł na horyzont oświetlając lekko jaskinie.
W jego blasku mogłam ujżeć obcego, który ośmielił się straszyć mnie po nocach.
Zobaczyłam rudą sierść i białe znaczenia. Czyżby to była... Nie, to nie możliwe! Ale
skąd by znała moje przezwisko.
- Phine, musisz mnie pamiętać. - zblizyła się dodając błagalnym głosem.
- Nie znam Cię! Daj mi spokój. - czarne oczy samicy zabłysły, a jedna łza spłynęła
po jej sierści.
- Jestem Amphetamine. Twoja siostra. Przypomnij sobie. - łkała nadal.
Czułam jakby cos we mnie pękło. Śmiała podszywać się pod moją siostrę myślać, że nabiore
się na takie zagrywki.
- Odejdź! Zostaw mnie! - warknęłam i zaczęłam przeganiać ją.
- Morphine! - krzyknęła przez łzy. - Na zawsze
Dopiero teraz do mnie doszło co zrobiłam. Krzyczałam i groziłam swojej siostrze.
Prawdziwej. Te dwa słowa wystarczyły bym jej uwierzyła. Rzuciłam jej sie na szyję.
- Przepraszam Ampha. Nie wiedziałam. - z moich oczu także pociekły słone krople. - Gdzie reszta?
- Nie mam pojęcia. - uścisnęła mnie mocno. - Kiedy odeszłaś każda z nas poszła w inną
stronę. Słyszałam, że Tiramisu trafiła do schroniska, ale nie byłam pewna.
- Jak mnie znalazłaś?
- Poczułam Twój zapach. Wiesz, mam włąscicielkę nową. Będę musiała wracać i chciałabym
żebyś poszła ze mną. Napewno CIę weźmie. - kąciki jej pyska uniosły się w górę.
- Nie Ampha, ja nie mogę. Teraz tu jest mó dom. Poza tym nie chcę tam wracać. - spuściłam
głowę w dół niechcąc ujrzeć w jej przenikliwego wzroku.
- Muszę już iść. Żegnaj Phine. Boję się, ze nigdy więcej CIę nie ujrzę. - załkała ostatni raz
i zwróciła się ku wyjsciu z groty.
- Żegnaj, Amphetamine. - szepnęłam pod nosem już do siebie, ponieważ samica zniknęła w
mroku nocy.
Tej nocy nie zmrużyłam oka nawet na minutę. Wszystko wydawało się takie dziwne.
Przecież
to było tak nieprawdopodobne, ale przecież ona tu była. Stała pzede mną i mówiła.

W tym momencie wybudziłam się ze snu. Słońce wschodziło już, a księżyć schował się za horyzontem.
Wszystko było tylko jednym głupim snem.

Zaliczone ^^

Od Blaise'a CD Siobhan

Mimo wszystkich uczuć które się w nas mieszały przytuliłem Sio.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Mijały dni i miesiące. Ten dzień musiał w końcu nadejść.
-Idę do lasu na łowy-oznajmia Pure wychodząc z nory.
-Nie ma mowy. Jest ciemno. Idę z tobą-powiedziałem.
-Nie jestem już dzieckiem, tato. Poza tym nie idę sama tylko z Imperem - pies czekający przy wejściu nerwowo się uśmiechnął. Wyszli chichocząc.
Marlene siedziała w pokoju i ani myślała z nami porozmawiać. Marceli widząc jak Pure wychodzi pobiegł za nią. Czy ją szpiegował?
-Marlene?-zagadnąłem.
-Tato przestań bo wyjdę - zagroziła.

Może jednak łatwiej było się zajmować szczeniakami...?

<Sio?>

Od Morphine C.D. Jareda

- Wow dużo. - otwarłam szerzej oczy ze zdziwienia.
- Jak tu trafiłaś Morphine?
- No wiesz... Urodziłam się na ulicy i potem tak jakoś. - skłamałam widząc, że nie mogę wyjawić mu całej prawdy o sobie.
Po chwili podszedł do nas jakiś pies. Zobaczyłam, że był mojej rasy, albo przynajmniej jakąś mieszanką Retriever'a.
- Hej Jared. - przywitał się. - I cześć...
- Morphine. Jestm Morphine - uprzedziłam go zanim zdąrzył zapytać o imię.
- Ja Raphael, nowa? - zapytał marszcząc lekko czoło.
- Myhmm - przytaknęłam.

<Jared, Raphael?>