- Nie martwcie się, - mówiła słabym głosem sarna, dalej zakrywając mnie własnym ciałem - uciekajcie daleko, my sobie poradzimy i do was dołączymy.
Sarny nieco się uspokoiły i uciekły.
Czy Tobia na pewno wiedziała co robi? Okrutny niedźwiedź kolejny raz zaatakował, ale na całe szczęście sarna w odpowiedniej chwili odskoczyła na bok unikając łapy tamtej bestii. Odsłoniła mnie wtedy, a ja mimo tego, że miałam złamaną łapę, skoczyłam na niedźwiedzia wbijając kły w jego kark. Krew leśnej bestii prysnęła na mój pysk. Usłyszałam ryk bestii, która mocnym machnięciem łapy, przez ból który sprawiło jej moje ugryzienie, uderzyła ranną Tobię, a ta, nie gotowa do uniku ani ataku przeleciała w powietrzu kilka metrów, po czym uderzyła głową w wielkie, twarde drzewo. Kilka kropli deszczu, który zaczął padać spadło na mnie, przerażoną. Niedźwiedź ryknął raz jeszcze, zrzucił mnie z karku i uciekł.
Wstałam z ziemi. Deszcz padał już bardzo, była burza.
- Tobia!!! - Krzyknęłam zrozpaczona, po czym na trzech łapach (bo czwarta złamana) do niej podbiegłam. Stojąc nad nią oglądałam jej obrażenia. Jej rana przestała na szczęście krwawić, ale sarna nie ruszały się. Leżała na błocie, pod tym wielkim drzewem.
Obwąchałam ją.
- Tobia... Tobia, proszę! Odezwij się przyjaciółko! Przecierz ty nie możesz umrzeć, Tobia... Błagam cię, odezwij się!!! - Płakałam, dodatkowo mocząc swoje futro.
Zaczęłam trącać ją nosem, budzić, wszystko!
- Przepraszam cię Tobio... Nie uratowałam cię... - Położyłam się i zaczęłam głośno płakać.
(Ktokolwiek?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
No, chyba nie trzeba przypominać, że zabronione jest obrażanie siebie nawzajem, obowiązuje tu zakaz kłótni. Proszę nie reklamować swoich blogów, jeśli nie zostanie uzgodnione to z głównym administratorem.