Był chłodny,mglisty poranek.
Nic nie widziałam,nie wystaiałam nosa z nory.
Armor był na polowaniu,mnie zaczął strasznie boleć brzuch.
-O Jezu... Szepnęłam łapiąc się za brzuch. -Już czas...
Nie mogłam ustać na łapach,przybiegłam moja mama.
-Co jest? Zdenerwowała się.
-A nie widzać?! Ja tu rodzę a ty stoisz!
-Prawda. Lecę po Wróbelkę!
-Tak i zostaw mnie samą,gratuluję pomysłu.
Położyłam się na końcu jaskini.
Skurcze stawały się coraz mocniejsze i coraz częstsze.
-Umieram... Samnęłam znów zwijając się z bólu.
Na szczęście pojawiła się Wróbelka.
-Nareszcie!
Urodziłam pierwsze dziecko,czarnego chłopca.
Potem jeszcze jedną puchatą kuleczkę.
Gdy zaczynałam rodzić ostatnie dziecko,do nory wparował Armor.
-Trochę się spóźniłeś! Warknęłam.
-I jest córeczka! Krzyknęła Wróbelka.
Była biała jak śnieg i miała budowę husky'ego.
Jednak jej oczy były nadzwyczaj jasne.
Wróbelka pmachała przed nimi łapą,nie mrógnęła.
-Tak jak mówiłam,będzie ślepa dłużej niż to normalne.
Przytuliłam do siebie 3 puchate kuleczki.
Podszedł do mnie Armor.
(Armor? I zapomniałeś wysłać szczeniaka...)