-Dobra, idziemy na polankę - uśmiechnąłem się.
Szliśmy chwilę po ścieżce, a potem skręciliśmy w głąb lasu. Zaraz potem trafiliśmy na łąkę pełną krokusów.
Usiedliśmy na jednej ze skał. Dziewczyny były zachwycone. Marshall już mniej. Mimo wszystko rosłorzył się na słońcu.
-Pamiętasz jak my byliśmy tacy mali?-zagadnąłem.
-To było dawno temu Blaise...
Przypomniałem sobie jak pierwszy raz ją spotkałem... Była nad jeziorem i cicho śpiewała. To była najpiękniejsza piosenka jaką słyszałem. Miała talent i zapewne dzieci odziedziczyły tę zdolność. Czaiłem się w krzakach. Ona wyglądała tak pięknie, ale wtedy nie wiedziałem do czego dojdzie. Byłem szczeniakiem i szukałem kogoś do zabawy. Chociaż nie... nigdy nie potrafiłem się bawić. Razem z nią byliśmy inni niż reszta szczeniaków. To nas połączyło...
-Coś się stało?-spytałem.
-Nie... Nie. Oni też kiedyś dorosną - zauważyła Siobhan. Kiwnięciem głowy przyznałem jej racje.
<Sio?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
No, chyba nie trzeba przypominać, że zabronione jest obrażanie siebie nawzajem, obowiązuje tu zakaz kłótni. Proszę nie reklamować swoich blogów, jeśli nie zostanie uzgodnione to z głównym administratorem.