- Co to jest? - zapytałam sama siebie. Złapałam za drewniany porzedmiot i położyłam go przed sobą.
- Wielkie nieba. - szepnęłam. Drewnianym uchwytem okazał się być koszyk piknikowy, a spod koszyka wystawał, a raczej wystawały trzy małe łebki kociąt. Wyglądały na bezpańskie, odwodnione i głodne.
- Jestem zbyt daleko mojego gabinetu by je przenieść. - powiedziałam łapiąc za koszyk. - Zaniosę je do weterynarza. Przekroczyłam granicę i pobiegłam do miasta. Początek zgromadzenia ludności (tak nazywała to Raviza) zaczynał się od różnobarwnych domków jednorodzinnych z dużym ogrodem. Następnie roztaczał się dosyć okazały park z fontannąi ławeczkami. Co chwila słychać było wycie karetek i odgłosy silników. Idąc chodnikiem wiele ludzi potykało się o mnie. Wszędzie tłok, bloki, brud i spaliny. Na samą myśl o tym kichnęłam.
- Rosalie? - młoda kobieta podeszła do mnie. Popatrzyła mi w oczy i pogłaskała czule. - Myślałam, że... Że ty nigdy się nie znajdziesz. - w tym momencie złapała mnie za szyję i przytuliła. - A tu co masz? - złapała za koszyk i odgarnęła kocyk w kratkę. Jej twarz uległa wielkiemu zdziwiwniu. - Koty... - szepnęła.
***
- Adam! - kobieta rzuciła na schody swój kremowy płaszczyk. Podeszła do blondyna w okularach i potarmosiła go po ramieniu. - Wstawaj śpiochu! - roześmiana ruda kobieta usiadła zapewnie koło męża.
- Co..? - zapytał zaspany. Czuła, że jest chory. Podeszłam do niego i położyłam mu głowę na kolanach. - Rosalie! - od reazu się ożywił. Zaczął mnie głaskać, mętosić mi uszy i całować w nos. - Jadziu, gdzie ją znalazłaś?!
- Szła z tym koszykiem przez ul. Jana Pawła II. - odpowiedziała
- To tam gdzie ją pororwali... - mężczyźnie znikł uśmiech. - A w tym koszyku. Co jest?
- Kocięta. Oddałam je Pani Dorocie. No wiesz, weterynarce z osiedla. - Adam kiwnął głową.
Gdy nastała noc położyłam się w ''moim'' legowisku.
- Co ja teraz zrobię? - zapytałam kładąc pyszczek na łapy. - Zaraz zaraz... Przecież Rosaliezostała ukradziona... Na ul. Jana Pawła II... Gdybym... - poderwałam się na nogi. Podeszłam do drzwi i zaskrobałam w nie. Wyszłam przez drzwiczki dla psów i wybiegłam na ulice. Pognałam do sfory i zebrałam ekipę- Jared'a, Arianę, Claire, Attakai'ego, Assasino i Czikę.
- Co się stało Wróbelko? - Ariana usiadła przede mną.
- Otuż. Spodkałam rodzinę której porwano psa. Chciałabym znaleźć tego psa, bo rodzina pomyliła mnie z nim. - odpowiedziałam rozglądając się.
- A więc dlaczego wybrałaś nas? - zapytała Claire.
- Ponieważ... Was lubię. - uśmiechnęłam się. Pobiegliśmy na ul. Jana Pawła II i zaczęliśmy węszyć.
- Mam trop! - Attakai zamerdał ogonem. Wszyscy podeszliśmy do niego. Idąc tropem trafiliśmy na zabudowaną drewnianą chatę z klatkami przykrytymi czarnymi płachtami.
- To tu. - Czika szepnęła. - Słyszę skomlenie.
Zaczęła robić nie jasne dla nich znaki migowe.
- Wróbelka? Wszysrtko okay? - Jared podszedł do mnie i dotknął mojego czoła. - Temperatura w normie. Westchnęłam zrezygnowana.
- Claire, Attakai i Czika wejdą tyłem, przez okno. Assasino zajmie się wybiegającymi ludźmi. Jared i Ariana wypuszczą psy, a ja... Znajdę Rosalie. - psy kiwnęły głową i pobiegły w wyznaczone miejsca.
Słychać było krzyki przestraczonych porywaczy. Wybiegli drzwiami gdzie dopadł ich owczarek niemiecki. Trzeci mężczyzna szukał schronienia na drzewie, lecz Claire wskoczyła tam i wypłoszyła go. Ariana i Jared szybko uporali się z klatkami i zaprowadzili psy do bezpiecznego miejsca. Nagle moim oczom ukazała się Charcica bardzo podobna do mnie.
- Rosalie? - zapytałam otwierając jej klatką.
- Ta. - odpowiedziała wychodząc. - A ty?
- Wróbelka. - uśmiechnęłam się ciepło.
Odprowadzając Rosalie przypomniały mi się kocięta które zabrałam po drodze. Były już silne i zdrowe, gotowe do adopcji.
- Paaa! - ''pomachaliśmy'' jej.
- Wróbelka, dobra robota. - Jared przytulił mnie.
<<Quest ukończony :p>>
- Co ja teraz zrobię? - zapytałam kładąc pyszczek na łapy. - Zaraz zaraz... Przecież Rosaliezostała ukradziona... Na ul. Jana Pawła II... Gdybym... - poderwałam się na nogi. Podeszłam do drzwi i zaskrobałam w nie. Wyszłam przez drzwiczki dla psów i wybiegłam na ulice. Pognałam do sfory i zebrałam ekipę- Jared'a, Arianę, Claire, Attakai'ego, Assasino i Czikę.
- Co się stało Wróbelko? - Ariana usiadła przede mną.
- Otuż. Spodkałam rodzinę której porwano psa. Chciałabym znaleźć tego psa, bo rodzina pomyliła mnie z nim. - odpowiedziałam rozglądając się.
- A więc dlaczego wybrałaś nas? - zapytała Claire.
- Ponieważ... Was lubię. - uśmiechnęłam się. Pobiegliśmy na ul. Jana Pawła II i zaczęliśmy węszyć.
- Mam trop! - Attakai zamerdał ogonem. Wszyscy podeszliśmy do niego. Idąc tropem trafiliśmy na zabudowaną drewnianą chatę z klatkami przykrytymi czarnymi płachtami.
- To tu. - Czika szepnęła. - Słyszę skomlenie.
Zaczęła robić nie jasne dla nich znaki migowe.
- Wróbelka? Wszysrtko okay? - Jared podszedł do mnie i dotknął mojego czoła. - Temperatura w normie. Westchnęłam zrezygnowana.
- Claire, Attakai i Czika wejdą tyłem, przez okno. Assasino zajmie się wybiegającymi ludźmi. Jared i Ariana wypuszczą psy, a ja... Znajdę Rosalie. - psy kiwnęły głową i pobiegły w wyznaczone miejsca.
Słychać było krzyki przestraczonych porywaczy. Wybiegli drzwiami gdzie dopadł ich owczarek niemiecki. Trzeci mężczyzna szukał schronienia na drzewie, lecz Claire wskoczyła tam i wypłoszyła go. Ariana i Jared szybko uporali się z klatkami i zaprowadzili psy do bezpiecznego miejsca. Nagle moim oczom ukazała się Charcica bardzo podobna do mnie.
- Rosalie? - zapytałam otwierając jej klatką.
- Ta. - odpowiedziała wychodząc. - A ty?
- Wróbelka. - uśmiechnęłam się ciepło.
Odprowadzając Rosalie przypomniały mi się kocięta które zabrałam po drodze. Były już silne i zdrowe, gotowe do adopcji.
- Paaa! - ''pomachaliśmy'' jej.
- Wróbelka, dobra robota. - Jared przytulił mnie.
<<Quest ukończony :p>>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
No, chyba nie trzeba przypominać, że zabronione jest obrażanie siebie nawzajem, obowiązuje tu zakaz kłótni. Proszę nie reklamować swoich blogów, jeśli nie zostanie uzgodnione to z głównym administratorem.