- Jestem Siobhan. - powiedziałam do Rogera.
- Miło damę poznać. - ukłonił się.
Szczerze nie wiedziałam, jak zareagować, więc siedziałam cicho. Nikt nigdy wcześniej nie nazywał mnie damą... a już szczególnie jakiś jeleń.
- A tak w ogóle to co ty tu robisz? - spytał podejrzliwie Blai.
- Yyy... nic. - wyjąkał. - Ja... podziwiam widoki! Są piękne!
Uniosłam "brwi". Właśnie staliśmy na skraju lasu. Wszędzie drzewa. Drzewo, drzewo i jeszcze raz drzewo.
- Czekaj, ty coś kręcisz. - powiedziałam, kładąc uszy po sobie. Blaise zrobił to samo.
- O co naprawdę chodzi?! - warknął pies.
- No właśnie. - syknęłam.
Roger przełknął ślinę. Odsłoniłam kły, a on wrzasnął:
- Aaaaaa! - wydarł się. - Ten wilk chce mnie zaatakować! POMOCY!
Nie no, na codzień rzadko się śmieję, ale teraz trudno było mi się powstrzymać. Wybuchłam śmiechem, po chwili tarzałam się po ziemi ze śmiechu. Miałam powody. Po pierwsze - nie jestem wilkiem. Po drugie - nie chcę go zaatakować. Po trzecie - to wszystko jest takie idiotyczne, że nie da się nie śmiać.
- Sio? - Blai spojrzał na mnie.
- Tak? - próbowałam powstrzymać kolejny wybuch śmiechu, ale przerażona mina Rogera mi to uniemożliwiła.
Blai?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
No, chyba nie trzeba przypominać, że zabronione jest obrażanie siebie nawzajem, obowiązuje tu zakaz kłótni. Proszę nie reklamować swoich blogów, jeśli nie zostanie uzgodnione to z głównym administratorem.