Od spotkania z Kashinu Andrea wcale nie poczuła się lepiej. Nie krzyczał na nią, nie pytał, czemu to zrobiła i czemu zwaliła na niego całą winę. Stał obok niej, milczał i wpatrywał się w nią wzrokiem, który zdawał się mówić: "Jeszcze zobaczysz. Kiedyś mi za to zapłacisz.".
Wilczyca wstrzymywała oddech na samą myśl o tych kilkunastu minutach (wydawało jej się, że trwają całą wieczność). Od dnia, w którym zginęła Marlene minęło kilka dni, a ona nadal nie mogła się pozbierać, jakby znała ją długi czas, a nie tylko parę tygodni, podczas których rozmawiała z nią tylko dwa razy, wliczając ten, kiedy zdecydowała się zemścić.
Sephora, jej Alfa, nadal nie dowiedziała się o tym zdarzeniu, a przynajmniej Rei tak się wydawało. Melanie była ostatnią osobą, którą oskarżyłaby o wygadanie czegoś takiego. Ona zawsze potrafiła dostrzymać obietnicy oraz zachować cudze tajemnice dla siebie.
Andrea obawiała się chwili, w której będzie musiała powiedzieć, co zrobiła, jednakże wiedziała, że takowa nadejdzie. Może jutro, może za tydzień, może za cztery lata. Ale na pewno nadejdzie.
Westchnęła cicho i poszła w kierunku Zatoki Torskiej. Wskoczyła na jeden z białych kamieni, po czym usiadła na nim i wbiła wzrok w nieokreślony punkt w oddali. Nagle jej powieki zaczęły opadać i zasłoniły cudowny widok. Przypomniała sobie, że nie spała od ponad doby. Za dużo myślała o wydarzeniu, które miało miejsce parę dni temu.
Minęło parę minut. Andrea zasnęła.
***
Siedziała nad Wodospadem Marzeń - najpiękniejszym miejscem w jej sforze. Schyliła się, by napić się wody. Nagle usłyszała kroki.
- Tak myślałem. - odezwał się ktoś. - Wiedziałem, że tu będziesz.
Wadera wszędzie rozpoznałaby ten głos. Kąciki jej pyska uniosły się do góry.
- Cześć, Loser. - powiedziała cicho. Odwróciła się do niego. Dzieliło ich zaledwie parę centymetrów.
- Witaj, Andreo. - wilk podszedł do niej i obiął ją jedną łapą. Przyciągnął ją do siebie. - Miło cię znowu widzieć.
- Mnie również. - szepnęła. Jej zaskoczenie zmieniło się w radość.
Następne kilka minut spędzili w ciszy, którą przerwał Loser.
- Ucieknijmy stąd. - zasugerował.
Andrea aż wstała i otworzyła pysk ze zdumienia. Jej uśmiech zniknął.
- Ale jak to...? Teraz? Dokąd? - dopytywała się. Nie rozumiała pomysłu tego wilka. Uciec?
- Tak. - uśmiechnął się łobuzersko. - Tutaj nie będziemy szczęśliwi. Obawiam się, że ta sfora może nie zaakceptować naszej miłości.
Słysząc ostatnie słowo, Rea wzdrygnęła się, lecz nie z obrzydzenia.
- Jak masz zamiar to zrobić?
- Nie ja. My. - Loser położył nacisk na słowo "my".
- To jest szalone. - skomentowała.
- Wiem. - wyszczerzył się. - I dlatego tak właśnie zrobimy.
Na pysku Andrei pojawił się lekki uśmiech.
- Kiedy? - spytała nieśmiało.
Spojrzał na nią zdziwiony.
- Teraz. - odpowiedział.
Wstał i poszedł w stronę lasu. Za nim znajdowała się granica ich terenów. Obejrzał się i spojrzał na wahającą się Andreę zachęcająco.
A ona, podskakując co drugi krok, poszła za nim.
Losera nigdzie nie było. To był sen. No tak, to było zbyt piękne, żeby mogło być prawdziwe.
Schowała pysk w łapach. Miała dosyć ukrywania tego, jak bardzo tęskniła za Loserem.
Zeskoczyła z kamienia i spojrzała na morze. Fale uderzały o piasek, by za chwilę zawrócić i pojawić się jeszcze raz.
Odwróciła się i poszła dalej.
Wiedziała, że był tylko jeden sposób, by znowu go zobaczyć.
- Jared?
Nikt nie zareagował.
- Jared! - zawołała.
Zza drzewa po drugiej stronie wyszedł karelski pies na niedźwiedzie.
- To ty mnie wołałaś? - zapytał. - Coś się stało? - na jego pysku malował się niepokój.
- Tak. - szepnęła.
Jared otworzył szerzej oczy.
- Znowu?
- Nie. - potrząsnęła przecząco głową. - To, co chcę powiedzieć, ma związek z tamtą sytuacją.
- Słucham. - powiedział.
- To ja... - wymamrotała niewyraźne wilczyca.
- Co ty? - pies uniósł "brwi" do góry.
- Marlene. - Już za późno. Teraz nie miała wyboru, musiała przyznać się do winy. - Ja zabiłam Marlene... i... i...
- I zwaliłaś winę na Kashinu. - dokończył za nią Red. Pokiwała głową. Do jej oczy cisnęły się łzy.
Cofnęła się parę kroków do tyłu, po czym rzuciła się do przodu. Przeskoczyła po kamieniach na drugą stronę strumyka. Biegła dalej. Chciała stąd uciec i nigdy nie wracać. Do swojej sfory też nie chciała powrócić. Przy Leśnej Ścieżce została zatrzymana. Nie buntowała się. Wiedziała, co ją czeka.
Zaprowadzono ją do jednej z opuszczonych i niezamieszkiwanych przez nikogo jaskiń w pobliżu Gór Skalistych. Czuła na sobie wzrok Siobhan, suczki o stanowisku skrytobójcy. Trudno się dziwić temu, że dobrze znała Marlene.
Andrea uśmiechnęła się lekko i zamknęła oczy. Miała już ich nie otworzyć.
- Do zobaczenia, Loser. - powiedziała tak cicho, że spośród zebranych mogła to usłyszeć tylko ona sama.
- Nie ja. My. - Loser położył nacisk na słowo "my".
- To jest szalone. - skomentowała.
- Wiem. - wyszczerzył się. - I dlatego tak właśnie zrobimy.
Na pysku Andrei pojawił się lekki uśmiech.
- Kiedy? - spytała nieśmiało.
Spojrzał na nią zdziwiony.
- Teraz. - odpowiedział.
Wstał i poszedł w stronę lasu. Za nim znajdowała się granica ich terenów. Obejrzał się i spojrzał na wahającą się Andreę zachęcająco.
A ona, podskakując co drugi krok, poszła za nim.
***
Potężny grzmot przywrócił ją do ponurej rzeczywistości. Otworzyła oczy i rozejrzała się dookoła.Losera nigdzie nie było. To był sen. No tak, to było zbyt piękne, żeby mogło być prawdziwe.
Schowała pysk w łapach. Miała dosyć ukrywania tego, jak bardzo tęskniła za Loserem.
Zeskoczyła z kamienia i spojrzała na morze. Fale uderzały o piasek, by za chwilę zawrócić i pojawić się jeszcze raz.
Odwróciła się i poszła dalej.
Wiedziała, że był tylko jeden sposób, by znowu go zobaczyć.
***
Udała się w kierunku Górskiego Strumyka, gdzie mieszkał Jared. Przełknęła ślinę. Musiała to zrobić.- Jared?
Nikt nie zareagował.
- Jared! - zawołała.
Zza drzewa po drugiej stronie wyszedł karelski pies na niedźwiedzie.
- To ty mnie wołałaś? - zapytał. - Coś się stało? - na jego pysku malował się niepokój.
- Tak. - szepnęła.
Jared otworzył szerzej oczy.
- Znowu?
- Nie. - potrząsnęła przecząco głową. - To, co chcę powiedzieć, ma związek z tamtą sytuacją.
- Słucham. - powiedział.
- To ja... - wymamrotała niewyraźne wilczyca.
- Co ty? - pies uniósł "brwi" do góry.
- Marlene. - Już za późno. Teraz nie miała wyboru, musiała przyznać się do winy. - Ja zabiłam Marlene... i... i...
- I zwaliłaś winę na Kashinu. - dokończył za nią Red. Pokiwała głową. Do jej oczy cisnęły się łzy.
Cofnęła się parę kroków do tyłu, po czym rzuciła się do przodu. Przeskoczyła po kamieniach na drugą stronę strumyka. Biegła dalej. Chciała stąd uciec i nigdy nie wracać. Do swojej sfory też nie chciała powrócić. Przy Leśnej Ścieżce została zatrzymana. Nie buntowała się. Wiedziała, co ją czeka.
Zaprowadzono ją do jednej z opuszczonych i niezamieszkiwanych przez nikogo jaskiń w pobliżu Gór Skalistych. Czuła na sobie wzrok Siobhan, suczki o stanowisku skrytobójcy. Trudno się dziwić temu, że dobrze znała Marlene.
Andrea uśmiechnęła się lekko i zamknęła oczy. Miała już ich nie otworzyć.
- Do zobaczenia, Loser. - powiedziała tak cicho, że spośród zebranych mogła to usłyszeć tylko ona sama.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
No, chyba nie trzeba przypominać, że zabronione jest obrażanie siebie nawzajem, obowiązuje tu zakaz kłótni. Proszę nie reklamować swoich blogów, jeśli nie zostanie uzgodnione to z głównym administratorem.