Strony

niedziela, 22 marca 2015

Od Siobhan i Marlene C.D. Blaise'a

*Siobhan*
  Siedzę w jaskini i patrzę w jeden odległy punkt. Marlene mówi coś do mnie przez łzy, ale ja jej nie słyszę, chociaż jestem tuż obok.
  Marshall, mój jedyny syn, nie żyje. Nigdy nie pokłóci się z siostrami po raz kolejny. Nigdy nie znajdzie partnerki. Nie będzie miał szczeniąt. Nie zastąpi nas w przyszłości. Nigdy.
  Już go nie zobaczę.
  Chciałabym płakać. Zawsze dzięki łzom czułam się lepiej, a teraz oczy mam zupełnie suche. Chcę skupić się na czymś innym, ale to nic nie daje.
  Kątem oka dostrzegam mojego partnera, który przyprowadza Pure. Suczka idzie z głową zwieszoną w dół. Nie patrzy na mnie, zresztą ja na nią też nie. Mój wzrok wędruje do oczu Blaise'a. Nic w nich nie dostrzegam. Nie widzę smutku, rozpaczy, gniewu... Tylko pustka.
  Blai obejmuje mnie. Zamykam oczy i próbuję zasnąć. Nie jestem w stanie tego zrobić, zbyt wiele myśli plącze się po mojej głowie.

Blai?
_____________________________________________________________________

*Marlene*
  Kiedy nikt na mnie nie patrzy, wybiegam z jaskini na zewnątrz. Ciągle przed oczami staje mi obraz Marcy'ego spadającego z klifu. Czemu nic nie zrobiłam? Dlaczego go nie złapałam? Dlaczego ja też nie spadłam? To powinnam być ja. Za mną nikt by nie tęsknił, zaś za Marshallem będzie tęsknić wielu.
  Pozwalam sobie na płacz, przez co niewiele widzę. Z tego powodu na kogoś wpadam.
  - Przepraszam! - jęczę. Zauważam wilka, jest większy ode mnie. Mógłby mnie z łatwością zabić.
  - Ehmm... Nic się nie stało... chyba? - unosi "brew".
  - Jestem Marlene. - szepczę.

Kashinu?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

No, chyba nie trzeba przypominać, że zabronione jest obrażanie siebie nawzajem, obowiązuje tu zakaz kłótni. Proszę nie reklamować swoich blogów, jeśli nie zostanie uzgodnione to z głównym administratorem.