Pewnego leniwego, słonecznego poranka wybrałam się na spacerek nad rzekę. Wyszłam z jaskini, po czym poszłam w stronę gór. Tam, gdzie kończył się las skręciłam w lewo. Przede mną widziałam już wyraźnie rzekę. Była zamarznięta. Podbiegłam do niej dość prędko. Rozejrzałam się wokół, aż pod drzewem dojrzałam duży drąg. Podniosłam go do małego pyska, po czym rzuciłam nim o lód. Spodziewałam się, że roztrzaska lód, ale ten po prostu poleciał dalej po lodzie. Stanęłam na lodzie, utrzymał mnie bez problemu. Poskakałam po nim, ale wtedy lekko się złamał, byłam na osobnej, dużej krze. Zeskoczyłam na ląd, po czym podniosłam delikatny patyk z ziemi. Na śniegu narysowałam kółko, po czym kilkanaście pasków dookoła niego. Chwilę potem przy użyciu małego drąga na kółku pojawiła się buźka "☻". Wyglądało to tak trochę, biorąc pod uwagę......No chyba wszystkie czynniki jak uśmiechnięte, małe słoneczko na zimnym, miękkim puchu :
Uśmiechnęłam się do siebie i po chwili odeszłam od rzeki. Nagle wpadłam na jakąś 3 razy większą ode mnie suczkę. Miała ciemne futro i trochę szarawy pysk.
-Bardzo, bardzo panią przepraszam, nie widziałam pani!-Odezwałam się.
-Nic się nie stało..Ty musisz być Trixie Lulamoon. Potomkini bet...-Odezwała się miło - Jestem Lavenda. W tej Sforze zajmuję się Opiekowaniem się Szczeniakami...
-No, tak ja jestem Trixie, ale...Ja jestem betą trzeciego pokolenia... Moja rodzina jest tu od III pokoleń...-Odpowiedziałam niepewnie, bałam się, że coś palnęłam bez sensu.
Suczka uśmiechnęła się miło. Otworzyła pysk i powiedziała melodyjnym głosem :
-Twoi rodzice opowiadali mi o tobie, jak dołączałam..Mówili, że jesteś trochę samolubna, ale nie wiem, czy w to wierzyć, więc...Może ty mi powiesz, Trixie Lulamoon???
-Tak, no ja kiedyś taka byłam, ale ja się zmieniłam...-Odpowiedziałam. -Ja już muszę iść proszę pa..Lavendo, do zobaczenia, mam nadzieję, że kiedyś się jeszcze spotkamy!
Poszłam do swojej nory, gdzie zobaczyłam w ciemności nieznajomego King Charles Cavalier Spaniela. Jego ciało przeważał kolor czarny. Pod brzuchem miał trochę białego futra, podobnie jak na pysku. Nad jednym okiem miał brązową plamkę, tak samo jak na grzbiecie. Miał zielono-żółte oczy z nutką brązu w środku. Był trochę większy ode mnie, po chwili dopiero zrozumiałam, kto to : Był to mój stary kolega - Axis.
-Co tu robisz?-Zapytałam trochę chamsko, ale mimo to uśmiechnęłam się lekko mimo wszystko, jednak był to mój kolega, nie powinnam zawsze być taka wredna. Poznałam Axisa kilka dni temu, jak byłam w górach. Mieszka nieopodal, z kilometr od Sfory Psiego Spojrzenia. Miło było go znów spotkać, ale miałam nadzieję, że będę mogła się wyspać, a nie teraz męczyć się z nim w mojej norze. (Bez skojarzeń!!!)
-Nie wiem, przyszedłem bez powodu, ale też powiedzieć, że przeprowadzam się dalej...-Odpowiedział spokojnie. Wyglądał, jakby czekał tu od godziny. Było mi przykro, myślałam, że jeszcze się kiedyś spotkamy, a tu klops! Wtedy powiedziałam :
-A gdzie dokładnie?-Spojrzał na ziemię, po czym zrobił wokół siebie łuk łapą i wskazał na wyjście. Trochę tak, jakby chciał narysować wokół siebie duży krąg swoją łapą.
-Daleko stąd, dokładnie nawet nie wiem.-Powiedział to tak, jakby mnie okłamał.
Gadaaliśmy chwilę, w końcu wyszedł z mojej nory, a ja miałam spokój, byłam zmęczona po całym dniu biegania po tereenach Sfory Psiego Spojrzenia. Na dodatek jest sroga zima, a wtedy (łatwiej się wbrew pozorom) Męczę. Wzięłam trochę liści z dworu i położyłam je w norze. Podeptałam je trochę i położyłam się na nich. Miałam z nich wygodne posłanko. Prawie natychmiast zasnęłam, nic w tym dziwnego, to był ciężki dzień.
A jak już wspominałam, ja się łatwo męczę, co jest dziwne, bo to moja ulubiona pora roku...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
No, chyba nie trzeba przypominać, że zabronione jest obrażanie siebie nawzajem, obowiązuje tu zakaz kłótni. Proszę nie reklamować swoich blogów, jeśli nie zostanie uzgodnione to z głównym administratorem.