Strony

czwartek, 29 stycznia 2015

Od Wolf Soul


Z uśmiechem biegałam wśród drzew. Ptaki śpiewały cały czas, piękna to była muzyka! Miałam dobry dzień, byłam szczęśliwa. Nic nie mogło tego zepsuć! Wybrałam się na spacer. Podczas tego spotkałam kilka psów i je poznałam.                                                                                                                                                   Podreptałam nad jeziorko i zaczęłam pić. Po tym oblizałam sobie pysk i pospacerowałam dalej. Oglądałam drzewa, niebo, zwierzęta...
- Cześć! – Ktoś krzyknął za mną. – Należysz do sfory, prawda?
- Tak. – Uśmiechnęłam się.
Pierwszy raz widziałam tego psa.
- Jestem Wolf Soul. – Przedstawiłam się. – Mogę w czymś pomóc?

                                                                    Ktoś? :)

Od Jareda C.D. Lavendy

Słowa Ariany zdołowały mnie jeszcze bardziej. Ostatnie kilka tygodni to marne próby przetrwania. Walki, obrona, coraz więcej rannych. Przez coraz bardziej liczne ataki sfora zaczęła się rozwalać. Niektórzy zdecydowali się ją opuścić - może ze strachu, a może z lenistwa. Może nie chcieli bronić sfory, tylko żyć w luksusach.
Od pewnego czasu Lavenda była naprawdę pomocna. Mogłem narzekać, jak to źle się dzieje, a ona słuchała. Traktowałem ją jak... hm, doradcę? W każdym razie nie mówiła nic w stylu "Jared, jesteś Alfą, ty powinieneś radzić sobie z czymś takim!". Umiała naprawdę pocieszyć.
- Muszę to sprawdzić. - westchnąłem.
- Pójdę z tobą. - zaoferowała się suczka.
- Dzięki. - spróbowałem się uśmiechnąć.
Wspólnie udaliśmy się w stronę groty medyków. Tam zastaliśmy nieprzyjemny widok...

Lavenda? Ew. Ari?

Od Lavendy

Cisza. Cały czas cisza. Nic innego. Stałam na przeciwko Jareda.
- Ta sfora upada... - mruknął - Wilki ją opanowały. - na te słowa spojrzał na zewnątrz, ze smutną miną.
Faktycznie, i ja zauważyłam szalejącą watahę. Część psów była ranna... Mieliśmy małe szanse na to, aby wygrać. Właściwie żadnych. Wojownicy starali się stawiać opór, jednak nic to nie dawało.
- Nie łam się, Jared. - jak zwykle próbowałam go pocieszyć.
Spędzałam z nim całkiem dużo czasu. Traktował mnie jak swoją doradczynię. Niestety nawet ja nie miałam wpływu na wilki. Nie dałabym im rady. Wtedy do groty wpadła Arianna.
- Red, mamy kolejnych rannych! - jej słowa jeszcze mocniej go przybiły.
Nie dziwie się mu... Patrzyć na zagładę własnej sfory, którą tak bardzo się kochało...

<Red?>