Pewnego ciepłego, jesiennego dnia postanowiłem wybrać się na spacer w góry. Poszedłem rozglądając się dookoła bez przerwy do masywu gór. Zacząłem się wspinać.Było mi coraz goręcej, pociłem się jakbym przebiegł maraton tyłem...4 razy..Tak czy siak kiedy dotarłem do mroźnych szczytów gór, dreptając powoli w śniegu zobaczyłem jakieś drzewo. Podszedłem bliżej. Był to zwykły dąb. Schowałem się pod nim, żeby uniknąć zamrożenia sobie nosa. Pociągnąłem nosem, po czym kichnąłem. W tym momencie w wyniku niechcianego podskoku na zadku zobaczyłem, że w korzeniach drzewa znajduje się jakaś nora. Wsadziłem do niej głowę. Była pusta. Ziemia lekko ściskała moją szyję. Na wejście do nory nie miałem szans. Nagle usłyszałem piszczenie myszy. Przyjrzałem się norze jeszcze raz. Wtedy dostrzegłem dopiero, że ta nora to domek myszy! Były tam 2 gryzonie dorosłe, oraz 3 młode. Piszczały z przerażenia. Mama mysz przytulała 2 młode, a ojciec 1 dziecko. Nie chciałem ich zabić, to by było barbarzyństwo. Próbowałem cofnąć głowę, ale to nie było łatwe. Zaklinowałem się. Pociągnąłem głowę do tyłu z całej siły ostatni raz, wtedy na szczęście udało mi się uniknąć wiecznego utknięcia. Schowałem się ponownie pod drzewem i próbowałem zasnąć. Strasznie się zmęczyłem wchodząc na szczyt góry. 100 metrów ode mnie stało innego drzewo, ale to była sosna. Nie chciałem oberwać igłą w oko, więc się nigdzie nie poruszyłem. Moje powieki były bardzo ciężkie, więc próbowałem jednak tego i owego, żeby się nie zamknęły. Jednak w końcu byłem zbyt zmęczony, żeby próbować powstrzymać siły natury..I spania. W końcu zasnąłem. Miałem sen, że Master próbował mnie zabić. Musiałem wynieść się ze Sfory, żeby uniknąć jego kłów w mojej szyi. W końcu, zlany zimnym potem obudziłem się z koszmaru. Dyszałem bardzo głośno. Postanowiłem jednak poćwiczyć. Zacząłem biegać po szczycie góry. W końcu tak szybko biegłem, że zaczęły mi łzawić oczy. Jednak nie przestawałem biec. Trudno mi się patrzyło z litrami łez w oczch. Mimo to biegłem nadal.
(W tle muzyczka : You're Gonna Go Far, Kid ) Po mniej więcej 30 okrążeniach wokół góry byłem tak zmęczony, tak głodny i tak spocony, że postanowiłem pójść na polowanie. Powolnym chodem poszedłem dalej. W końcu, po godzinie wyczerpania i głodu ujrzałem królika. Niezbyt tłusty, czarno-brązowy królik. Skoczyłem na niego z zaskoczenia i zacząłem go dziabać po szyi. W końcu, w wyniku mocnego ugryzienia w szyję, królik padł. Szybko 3 chapnięciami zjadłem go w całości. Od razu poczułem się lepiej. Postanowiłem już wracać. Zszedłem szybko ze szczytu do masywu na dole. Na dole było nadal bardzo ciepło. Otarłem pot z czoła lewą łapą, po czym pobiegłem na tereny sfory. Kiedy byłem niedaleko mojej nory, natychmiast spowolniłem bieg do zwykłego chodu. Wchodząc do mojej nory zobaczyłem nieznajomego psa. Była to czarno-biała, brązowooka, starsza suczka. Jej futro na pysku, oraz na łapach było lekko szarawe. Była tą samą rasą psa, co ja.
-Shi, Shining Armor?-Zapytała ochrypłym głosem.
-My się znamy, proszę pani?-Zapytałem grzecznie.
-Oczywiście, że tak.-Powiedziała spokojnie.
-Jakoś pani niestety nie kojarzę...-Dodałem nadal grzecznym głosem.
-Cóż, twoje oczy kryją tajemnicę...Jesteś jednym z 8 psów na świecie, które posiadają tak bardzo mocne kolory oczu, oraz tak nieregularnie kolory...-Powiedziała staruszka.
-Cóż, właściwie, jak ma pani na imię? Może panią po imieniu poznam...-Dodałem z uśmoechem.
-Nie obiecuję, że mnie pamiętasz...Bardzo Cię kochałam, przed tym, jak Cię porwano przez ludzi...Jestem White String.
Otworzyłem ze zdziwienia pysk. Moje dzieciństwo przeleciało mi nagle przed oczami. White String to moja matka. Podbiegłem do niej i krzyknąłem :
-Mamo! Tak strasznie, strasznie tęskniłem! Red Tatoo miewa się dobrze? A Black Star?
-Red Tatoo już ma partnera, ma na imię Magic Feather. Mają już 5 szczeniaków, czyli już jestem babcią-Zaśmiała się.-Black Star mieszka ze mną nieopodal. Jeśli będziesz chciał nas odwiedzić, to idź od środka Sfory i kieruj się na wschód. Kilometr dalej mieszkamy w dużej norze. Red Tatoo mieszka 100 metrów dalej, też na wschód. A ty, masz już partnerkę?-Zapytała na koniec White String.
-No tak, ona jest..Betą-Powiedziałem drapiąc się po szyi.
-Gratuluję!-Powiedziała moja matka.-Teraz muszę się zbierać, obiecałam Black Starowi, że wrócę jak tylko Cię spotkam. Tak czy siak, ja już wychodzę, pa pa, skarbie !
-To pa mamo, kiedyś na pewno do was przyjdę!-Powiedziałem z uśmiechem na pysku.
-Żegnaj, synku!-Powiedziała White String biegnąc na Wschód. Bardzo się ucieszyłem nowiną, że ona mieszka tak blisko! Jednak byłem zmęczony całym dniem biegania po górach, więc położyłem się w kącie jaskini. Po niecałej minucie spałem jak zabity.
Quest zaliczony. ;)
OdpowiedzUsuń:)
OdpowiedzUsuń