Trafiamy na Siobhan - teraz skrytobójcę... Siedzi na skale i myśli o czymś, patrząc w jakiś punkt w oddali.
- Cześć. - rzuca Ariana.
- Hej. - odpowiada nie odrywając wzroku od tego miejsca.
Idziemy dalej. Nie ma sensu jej wyrywać z zamyślenia; to zawsze bezskuteczne.
Słyszę wycie w oddali. Zawracam.
- Jared! - protestuje Ari.
- Muszę tam pójść. - mówię.
Ariana wzdycha krótko i idzie za mną.
Widzę dużego, białego wilka o ciemnych oczach.
- Czy to... - zaczynam.
Ari cofa się parę kroków.
- Tak. - mówi niepewnie. - To jest Winter Dead. Uciekajmy.
Podchodzę kilka króków bliżej. Ari ciągnie mnie w przeciwnym kierunku i wpycha mnie w krzaki.
- Co robisz? - dziwię się.
- Nie idź tam. - jęczy.
- Muszę.
- Nie musisz! Naprawdę, Winter Dead jest niebezpieczny! Wystarczą jego dwa kłapnięcia zębami, a będziemy martwi!
Wydobywa się ze mnie głębokie westchnięcie. Może faktycznie do niedobry pomysł...?
- Okej. Chodźmy.
Ariana?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
No, chyba nie trzeba przypominać, że zabronione jest obrażanie siebie nawzajem, obowiązuje tu zakaz kłótni. Proszę nie reklamować swoich blogów, jeśli nie zostanie uzgodnione to z głównym administratorem.